Muzyk też żeglarz

CHOPIN

Muzycy Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach doświadczyli podczas 3-tygodniowego rejsu „Pod banderą Chopina” wielu morskich i żeglarskich przygód. Z prawdziwym zaparciem przeciągali linę, z niepohamowaną odwagą wspinali się na maszt, z niemalejącą ciekawością zadawali kapitanowi statku liczne pytania dotyczące wyposażenia fregaty, z apetytem żywili się żeglarską kuchnią. Jak obliczał pokładowy kucharz, codziennie trzeba było obrać 70 kg ziemniaków. Temu trudnemu zadaniu pokornie czoła stawiali zarówno muzycy jak i załoga  statku. Szef kuchni ma jednak sposób na to, by zmniejszyć potrzeby żywnościowe załogi. Trzeba jak najszybciej płynąć na niespokojne wody, bo podczas sztormu ludziom nie chce się jeść. Tak więc burza morska, która dla większości jest prawdziwą zmorą i wywołuje przerażenie, dla pokładowego kucharza okazała się czymś wręcz pożądanym.

CHOPIN

Na zdjęciu: muzycy NOSPR-u grają fanfarę na opuszczenie bandery na Darze Młodzieży. Fot. Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz

Wszystkie te wspólne przygody (łącznie z najprawdziwszym sztormem na Morzu Północnym) bardzo zbliżyły do siebie „ludzi morza” i „ludzi muzyki”. Członkowie orkiestry z chęcią zgłębiali wiedzę dotyczącą nawigacji statku, odczytu obrazu dna morskiego czy posługiwania się ogólnie przyjętym morskim kodem. Załoga natomiast najpierw nieśmiało, a potem coraz odważniej zaczęła zadawać pytania dotyczące Chopina i muzyki klasycznej. Z coraz większą aprobatą przysłuchiwała się ćwiczącym w pralni lub maszynowni klarnecistom czy oboistom. Niektórzy członkowie załogi pojawiali się również na koncertach, by potem żywo o nich dyskutować.
Jak się okazało muzyk i żeglarz to dwie profesje, które mają tak naprawdę ze sobą dużo wspólnego. Przede wszystkim zarówno w orkiestrze jak i w załodze statku chodzi o współdziałanie, umiejętność życia w kolektywie. Wiąże się to z tym, że jak choćby jedna osoba źle wywiąże się ze swoich obowiązków, to wszyscy ponoszą za to odpowiedzialność.

Jacek Kaspszyk dostrzega jednak pewne znaczące różnice. Marynarz ma być bezwzględnie podległy kapitanowi, a muzyk nie może zawsze ślepo słuchać dyrygenta. Gdyby tak było interpretacja utworu nie byłaby przekonywująca. Trzeba najpierw zrozumieć ideę dyrygenta, a następnie poczuć ją jako swoją – to zapewnia wysoki poziom artystyczny wykonania.

Może właśnie te podobieństwa, które zbliżają i różnice, które fascynują spowodowały, że podczas rejsu między muzykami i żeglarzami zawiązały się głębokie relacje i prawdziwe przyjaźnie. A czy właśnie to w życiu nie jest najważniejsze?
Natalia Szyndlarewicz
c.d.n.!
 Za: Polską Muzą
http://www.polskamuza.eu/siedemodslon.php