Myśleć albo zaniechać?

W dniu 7 października 2021 Trybunał Konstytucyjny RP wydał orzeczenie z wniosku premiera w sprawie natury zasadniczej. Trybunał Konstytucyjny RP orzekł, że niektóre przepisy Konstytucji RP nie są zgodne z unijnymi. Z którymi? Z tymi, które RP przyjęła, zrzeszając się w 2004 r. z UE oraz z kolejnymi, późniejszymi, na jakich zasadach? Które prawo jest pierwsze, na czym oprzeć ostateczne rozstrzygnięcie w sprawach prawnych w danym kraju, czy na zasadach i przepisach prawa kraju zrzeszonego w strukturach unijnych czy na traktatach, dyrektywach UE, zarządzeniach, etc. I które z wymienionych są pierwszymi, ważniejszymi, a które kolejnym, jednym z wielu, źródłem prawa…

Przez wieki ludzie (ustawodawcy) nie rozstrzygnęli ostatecznie: czym jest priorytet w urządzaniu świata, a więc czy ważniejszy jest Bóg czy Król (Cezar, Cesarz, Car). Myśliciele rozwiązali ten dylemat oględnie, podając do wierzenia: ”Królestwo moje nie jest z tego świata!”. Albo jak u Faraona, który będąc człowiekiem, osobą, był równocześnie bóstwem. Albo jak u Rzymian, gdzie z ostrożności, przydano władcy tylko pewne cechy boskości. Rozstrzygane w dawnych wiekach wątpliwości w zakresie prawa (tworzenia, stosowania, egzekwowania) można było oprzeć na solidniejszej podstawie źródła tego prawa. Nie wszystkie wątpliwości znikały, ale jakże ułatwiały życie (szczególnie na rzecz władcy) gdy można było powołać się, odnieść do woli Opatrzności, Najwyższego Bóstwa, w istocie swej nieomylnego. W wiekach nam bliższych jedynie papież posiada atrybut nieomylności, ale wyłącznie w sprawach wiary. I choć o audiencje zabiegają różnowiercy, to przecież reprezentuje on tylko ten Świat Chrześcijan, który mu podlega. Tym bardziej trudno ustawić priorytet: kto ważniejszy, wyższy, a więc czyje prawo, czy państwa zrzeszonego czy unijnej instytucji zawiera zasadny atrybut „Najwyższego”. W jakim celu? Dla porządku. Każda droga prawna (w tym odwoławcza) ma swoje zakończenie. I coś jeszcze: kto stanowi prawo, odpowiada za jego wprowadzenie, stosowanie, włącznie z wykonaniem. Wyjątki od tej zasady, to zarzewie niezgody, zamieszania, bałaganu. Chyba, że uczestnik zrzeszenia wyrazi zgodę aby kontrolę w opisanym zakresie (stosowanie prawa stanowionego w strukturach wewnętrznych) wykonywał ktoś inny, inny uczestnik, albo grupa komisyjnie wybranych specjalistów.

Sprawa, której owo orzeczenie Trybunału RP dotyczy, interesuje ciekawskich z urodzenia oraz zawodowców. Wielu a nawet więcej osób nie jest zainteresowanych ani tym kto sprawie bieg nadal, ani kto procedował oraz skutkami wprowadzenia tego orzeczenia w tzw. życie. Czy strony, które zajmują się przedmiotem rozstrzygnięcia otrzymały pełnomocnictwa, czyli właściwe umocowania? Jak wykonać orzeczenie bez klauzuli wykonalności? Kto to wie, kto chce poznać a kto interesuje się tylko formalnie, tego nie sposób ustalić. Dzieje się tak, mówiąc oględnie z powodu meritum, którego odległość od stołu i łoża dla wielu z nas jest niepojęta. Nie należy do pierwszorzędnych.

Gdyby nie media oraz bezcenna opozycja, które przeformatowały doniosłość orzeczenia tak, jak pisze się o rozpoczęciu na przykład kampanii wojennych, nikt właściwie nie zwróciłby na to uwagi. Poza zainteresowanymi.

Sprawa ta znana jest pod medialnym raczej lub politycznym, jak wolą inni, dylematem, co dzierży prymat: konstytucja czy umowy z Unią?

Różne aspekty podają specjaliści na uzasadnienie prymatu jednego nad drugim. Tylko Konstytucja jest Ustawą i to Zasadniczą kraju stowarzyszonego z Unią Europejską, Rzeczypospolitej Polskiej. Prawo Unijne ustawą nie jest, nikt nie nadał mu tej rangi, odnosi się natomiast do wielu podmiotów, a więc państw, bytów odrębnych, w wielu zagadnieniach zgodnych, a w tym zakresie (sądownictwo) niekoniecznie.

Oczywistym jest, że traktaty obowiązują podmioty stowarzyszone, a więc i ten, który dysponuje Ustawą Zasadniczą. Czy na pewno dotyczy to wszystkich zakresów działania, bez wyjątku?

Opisy specjalistów można sprowadzić do następujących kategorii rozpoznania:

  • komentarze i opinie mniej lub bardziej kompetentne

  • komentarze i opinie cząstkowe

  • komentarze i opinie merytorycznie ryzykowne.

Podczas tygodnia od ogłoszenia orzeczenia, próba znalezienia analizy merytorycznej odnoszącej się do treści (w tym tak zwanych zdań odrębnych), niestety nie powiodła się. I to pomimo, że wydawałoby się w sprawie tak peryferyjnej, głos wspierający orzeczenie można było znaleźć w prasie paryskiej, w Londynie a nawet w Tagesspiegel, który dopuścił tym razem kilka efektów uznania dla wysiłku Trybunału. Co może bardziej znaczące, to fakt, że wyrazy solidarności z duchem orzeczenia Trybunału były nie tylko komentarzem ale i merytoryczną osłoną dostojeństwa praworządności (in abstracto).

Na trzeci dzień po ogłoszeniu orzeczenia w „Rzeczypospolitej” ukazał się komentarz – oświadczenie zespołu ds. Nauk Prawnych PAN. Były to rozważania dostępne tylko dla posiadających subskrypcję. Umocowanie owego zespołu do wydawania tego typu zaświadczeń jest oczywiście żadne. Żyjemy jednak w Polsce, kraju, gdzie każdemu wolno komentować orzeczenia, w tym wyroki sądów, czego nie dopuszcza zawodowa etyka (np.: adwokatów), kultura osobista (nielicznych, obeznanych z savoir vivre i/lub obdarzonych instynktem zachowawczym) czy procesowa ostrożność (manipulantów). To wszystko jawi się jako drobiazg niestosowności na ołtarzu dobra Ojczyzny. Ołtarzu, o którego stan dba się przecież jedynie partykularnie.

Co dzierży prymat: konstytucja czy prawo unijne (którego zręby dopiero się buduje)?

Zauważmy na początek, że tego rodzaju dylemat sformułowany jest wadliwie. Aby uświadomić sobie lepiej na czym to polega, należy wrócić do unijnych początków.

Państwa przystępujące do Unii musiały na swej drodze pokonać szereg barier, w tym bariery niekompatybilności systemów prawa obowiązujących w poszczególnych krajach.

Przypomnijmy, że takie kraje jak Francja, Niemcy, Włochy potem z wielkim hukiem przyjęta Wielka Brytania podjęły współpracę, nie musnąwszy nawet swoich systemów prawnych, zdecydowanie różnych w doktrynie, organizacji i egzekucji. Były ważniejsze interesy do osiągnięcia i systemy prawa w każdym kraju pozostawiono „tak jak było” (gdzieś to już echem słyszeliśmy).

Umówiono się”, że w sprawach gdzie potrzebne będą regulacje, zawierane będą międzynarodowe porozumienia, traktaty. Tak więc każde państwo, aspirujące do członkostwa w Unii Europejskiej, zawarło traktatowe porozumienie z pozostałymi państwami, że przyjmuje na siebie zobowiązanie do unijnego wspólnictwa, według zasad określonych… hm, jako dobra wola członków założycieli głoszących wiwaty na cześć wartości europejskich.

To tutaj pojawia się pierwsza przesłanka procesowa do zastanowienia się co wiadomo o źródłach prawa w Unii Europejskiej. Kto chce niech wierzy, ale tak jest do dziś z zastrzeżeniami wynikającymi z traktatów: ateńskiego, lizbońskiego czy z brytyjskiego. Traktatów, sformułowanych na takim poziomie uogólnienia i pojemności, że bez właściwej interpretacji owych przepisów, nie powinno się rozpocząć żadnej agendy inkorporacyjnej. Przy czym nie miejmy złudzeń, żaden sąd, nawet najwyższy, żadnego z krajów członkowskich do wiążącej interpretacji nie jest umocowany.

Unia Europejska w obecnej postaci, definicji państwa nie wypełnia. Nie ma ustawy zasadniczej, co oznacza brak podstawy do konstruowania praw w poszczególnych krajach. Nie ma rządu, a Komisja Europejska nie ma prerogatyw innych, niż wynikające z przyjętych traktatów. Do niedawna nie miała nawet możliwości zaciągania finansowych zobowiązań. Praktycznie nie ma i nie powinna mieć nic do powiedzenia w sprawach ochrony unijnych granic czy wypowiadania wojny.

Wartości europejskie, na które tak ochoczo powołują się prezydenci niektórych państw (zależnie od potrzeb) nigdzie nie zostały określone, nie zostały przyjęte przez państwa członkowskie jako element czy źródła prawa. Ponadto nie wszystkie kraje członkowskie gotowe są przyjąć taki katalog wartości za własny (np.: eutanazja, tolerancja dla wybranych, ochrona planety poprzez ograniczenie bytu istot produkujących ponadnormatywne ilości dwutlenku węgla, metanu etc.).

Zastanawiam się, czy przeciętnego obywatela Unii przerasta problem rozumienia struktury hierarchicznej, porządku prawnego, oraz imponderabiliów będących pochodną owych wynurzeń. Jeżeli tak jest w istocie, że na ten temat rozmawiać można tylko w gronie „wtajemniczonych”, wyuczonych i wytrenowanych w sztuce uprawiania prawa, to w sposób gładki przesunęliśmy się jako społeczeństwo o kilka tysięcy lat wstecz a demokrację mamy raczej za dekorację a niżeli za system rządzenia.

Jeżeli z jakiegokolwiek powodu przyjmiemy, że Prawo Unijne (dobrze byłoby zaznaczyć czym ono jest, co obejmuje, skąd bierze siły i środki do egzekucji – w skrócie czym zarządza) jest w hierarchii najwyższe, to obowiązuje wszystkich uczestników Unii Europejskiej (bez wyjątków). Zawsze, w każdych okolicznościach i na takich samych zasadach. Tak zorganizowane jest każde państwo i choć koncepcje inne niż zaprezentowane są powszechnie znane to jednak stosowanie napotyka na jakieś trudności i jak na razie nie podjęto prób wdrażania.

Zamiast tego, podjęto próby wdrażania demokracji socjalistycznej lub w wersji chińskiej a nawet północnokoreańskiej. Rezultaty znamy z autopsji i/lub z gazet. Niektóre kraje jak USA fundują sobie co 4 lub 8 lat socjalizm na raty. Rata ma tu podwójne znaczenie: pierwsze, że wdrażanie odbywa się krótkimi krokami (2 do tyłu, ½ do przodu), oraz drugie, że robią to jak zwykle na kredyt.

Jest jeszcze znany (i stosowany szeroko) narodowy socjalizm, ale różnica w tym przypadku choć zasadnicza, sprowadza się do tego, kogo w pierwszej kolejności należy grabić.

Unia zorganizowana jest na zasadach improwizacji. Gdyby zebrano się powiedzmy w Paryżu (po to żeby ściągnąć a właściwie zachęcić do przyjazdu potrzebnych do tego delegatów), przyjęto jakiś plan, napisano po roku lub dwóch konstytucję, przedyskutowano dokument w krajach mających aspiracje zjednoczeniowe i po iluś latach ogłoszono rozpoczęcie realizacji planu zjednoczeniowego, wszyscy zainteresowani działaliby w podporządkowaniu swoich systemów rządzenia do planu i ustawy zasadniczej owej Unii.

Wybrano drogę improwizacji.

Polega to na tym, co widzimy na własne oczy: przepychanie pomysłów bez legitymacji traktatowej, wykorzystywanie niedomówień, niejednoznaczności, nieprzejrzystości oraz brak regulacji dla realizacji celów doraźnych i długofalowych. Gracze silniejsi i sprawniejsi w potyczkach wodzą rej i wychodzą na prowadzenie. To jest także hybryda, tyle że pod Unijnym oflagowaniem. Zresztą bez wiedzy i zgody pozostałych uczestników Unii lub co gorsza za milczącym bądź nieuświadomionym a nawet kupionym przyzwoleniem.

Co dzierży prymat: konstytucja (= ©) czy prawo unijne (= €) w opisanej sytuacji nie ma relacji logicznej pomiędzy podmiotami © oraz €. Działalność podmiotów dotyczy wprawdzie prawa, ale w innym zakresie, zastosowania, możliwości rozstrzygania, egzekucji, etc. W zakresie prawa stanowionego przez parlament Unii, kompetencje sądów krajowych są im podporządkowane poprzez legislację krajową a nie bezpośrednio. Ponadto kompetencje organów unijnych co do rozstrzygnięć ustrojowych sądów powszechnych krajów członkowskich oraz co do rozstrzygnięć samych sądów tych krajów są traktatowo uregulowane i nie podlegają bezpośredniej ingerencji organów unijnych. Tam gdzie kraje uczestnicy Unii przyjęły na siebie traktatowe zobowiązania do wprowadzenia określonych zasad lub praw (np.: prawa człowieka) do swojego systemu prawnego, w takich obszarach porządek prawny państw członkowskich, odpowiednie regulacje musi posiadać. Nie jest wszakże zadaniem urzędników unijnych wykonywanie zadań powierzonych funkcjonariuszom poszczególnych państw oraz/lub narzucanie rozwiązań poszczególnym gałęziom (rząd, parlament, system sądowniczy – jako składowe niezależne) państwa członkowskiego.

Istniejący porządek prawny w Unii i w krajach członkowskich jedynie to potwierdza.

Wnioski:

  • w procesie zarządzania UE oraz na poziomie KE UE oraz w innych jej ciałach roboczych dostrzeżono raporty o nierównoprawnym traktowaniu jej członków;

  • raporty o braku przejrzystości i spójności przepisów UE w stosunku do swoich wspólników docierają do gremiów w zarządzie w Brukseli, ale nikt nic z tym nie robi;

  • tymczasem wszelkie niejasności mogą być i są wykorzystywane w interesie wąskiej grupy lub pojedynczych członków UE (np.: por. przepisy o pracownikach delegowanych w pracy transportowej, oraz jak do tej regulacji doszło);

  • Unia Europejska ma niewątpliwie problem praworządności na terenie, który zajmują wszystkie (a nie jeden czy dwa) kraje stowarzyszone;

  • UE dostrzega ten problem, nie posiada jednak ani instytucji, ani środków, ani pomysłu a najbardziej brak jej woli rozwiązywania całościowego tego problemu;

  • UE nie ma również żadnych propozycji rozwiązania problemu dla swoich członków i trudno powiedzieć czy jest to działanie zamierzone, zwykłe kunktatorstwo ludzi kierujących UE czy celowe utrzymywanie stanu prawnej niespójności a możne nawet ignorancja.

Improwizacja w opisanych warunkach dla rozgrywających i wykorzystujących ten prawny bałagan, jest rozwiązaniem jak najbardziej optymalnym, skutecznymi lepszym niż najlepszy niemiecki porządek, gdyby taki był. Raz jeszcze prowizorka jest rozwiązaniem najtrwalszym. Funkcyjni, a nawet niżsi rangą urzędnicy unijni, mogą grozić każdemu krajowi członkowskiemu, kiedy i jak chcą i nikt ich nie jest w stanie wyprostować. Użycie wytrychów dbałości o praworządność, demokrację, klimat, czy prawa podstawowe bez jakichkolwiek pełnomocnictw oraz prawnego umocowania, funkcjonariuszom takim pozwala na szereg bezprawnych wymuszeń (por. przyznawanie środków na odbudowę krajów po pandemii), a członków wspólnoty naraża na straty ekonomiczne, wizerunkowe, godzi w politykę spójności i solidarności europejskiej a do samej Unii budzi zastrzeżenia aby nie powiedzieć – niechęć.

Podsumowując, EU ma nierozwiązany wewnętrzny ustrojowy problem praworządności, a realizujący jej politykę wysocy i niżsi urzędnicy nie mają pojęcia co z tym zrobić, natomiast bieżącą improwizację wykorzystują ekstremalnie dla realizacji interesów swoich oraz różnych zleceniodawców.

Na oddzielną najwyższą uwagę zasługuje również niezwykle istotny problem filozofii prawa, na której w danym państwie wspólnotowym opiera się demokratyczny ustrój podmiotu. Te filozofie są różne a nawet skrajnie różne (por. powody wyjścia Brytyjczyków). Z tego wynika jedynie tyle, że długa jeszcze droga przed nami.

Nota:

Studenci pierwszego roku studiów prawniczych otrzymują skrypty z obszernym opracowaniem źródeł prawa. Wartości Europejskie (o ile zostaną zdefiniowane, ujawnione i przyjęte) mogą stać się nawet ich częścią. Na dziś wszakże nie są. Trybunał RP, strzegący zgodności ustaw z Ustawą Zasadniczą, z Konstytucją, nie tylko powinien, ale musi stać na gruncie obowiązującego w RP prawa (w przeciwnym razie wyniknie z tego rażąca niepraworządność – czytaj prawny bałagan).

Najbardziej wzniosłe odniesienia najjaśniejszych nawet przywódców nie zastąpią litery prawa.

Natomiast zgodnie z zasadami demokracji jaśniejący dzisiaj przywódcy zostaną zastąpieni wybranymi legalnie (na podstawie przepisów prawa) innymi z pewnością bardziej jaśniejącymi przywódcami. Życie uczy, że wraz z blaskiem nowych wybrańców zajaśnieją nowe projekty kolejnych traktatów.

Marcisz Bielski GH, USA.  11/12-14/2021 we współpracy z M. Ogónek