Najcieńszy drapacz chmur na świecie, czyli luksusowy nowojorski apartamentowiec o nazwie 111 W. 57th St.””, został wreszcie ukończony i jest gotowy na przyjęcie mieszkańców. Nowojorski budynek zaprojektowany przez pracownię SHoP Architects, który ma 435 m wysokości, stoi na działce o szerokości zaledwie 18 m kw./60 stóp/. Uwagę fanów architektury zwraca także jego fasada. Po wschodniej i zachodniej stronie jest złożona terakotowych płytek i zakrzywionych złotych ram, które nadają jej nieco staromodnego charakteru. Północna i południowa części fasady są natomiast wykonane w całości ze szkła, w którym odbija się Central Park i panorama Nowego Jorku.
Bardzo interesujący jest nietypowy system wind apartamentowca, które zatrzymują się bezpośrednio w mieszkaniach. Dzięki temu architektom udało się zmaksymalizować wykorzystanie przestrzeni niewielkiej działki.
Inwestycja wystartowała w 2014 r. Po trzech latach prace zostały przerwane i niektórzy obawiali się, że słynny budynek chmur skończy jako “szkieletor”. Był to wynik niechlujnie skonstruowanego budżetu, który został przekroczony o 50 mln dolarów, co wiązało się między innymi z tym, że na budowie najcieńszego drapacza chmur na świecie potrzebny był mocniejszy beton. Ujawniono ceny 58. luksusowych apartamentów z widokiem na Central Park. Za “podstawowe” mieszkanie trzeba w nim zapłacić 14 mln dolarów. Już w 2019 r. anonimowy nabywca kupił tam jednak dwupoziomowy penthouse, którego cena wywoławcza wynosiła 58 mln dolarów (to jedna z najwyższych transakcji tego typu w historii Nowego Jorku). Ciekawa jest lokalizacja tej inwestycji. Stoi on bowiem na tzw. ulicy miliarderów (ang. “Billionaires’ Row“) w Nowym Jorku, gdzie większość budynków jest w połowie pusta. Tym terminem określa się okolice 57. ulicy na nowojorskim Manhattanie. Zbudowano tam już osiem drapaczy chmur z widokiem na Central Park: “432 Park Avenue”, “53W53”, “One57”, “Central Park Tower”, “220 Central Park South”, “520 Park Avenue” oraz “252 East 57th Street” i właśnie “111 W. 57th St.”. Wszystkie powstały w ciągu ostatniej dekady i są budynkami mieszkalnymi, w których za apartament trzeba zapłacić od kilkunastu do nawet 169 mln dolarów. Według ekspertów wielu właścicieli tak naprawdę nie kupuje ich po to, żeby w nich mieszkać, a już na pewno nie na stałe. Powstały myślą o wąskiej grupie najbogatszych, którzy po kryzysie finansowym w 2008 r. szukali bezpiecznych form lokowania dużych sum pieniędzy, do czego idealnie nadają się właśnie drogie, ultra luksusowe nieruchomości zlokalizowane w centrum NYC. Blisko tego adresu sprzedaje się penthouse za 169 mln dolarów. Deweloperzy starają się wycisnąć jak najwięcej z niewielkich działek, które udało im się kupić na Manhattanie, więc budują bardzo wysoko, bo wraz z wysokością rosną ceny mieszkań. Inną nietypową cechą tych budynków jest to, że nie ma w nich korytarzy, bo większość apartamentów zajmuje całe piętra lub nawet dwa poziomy, więc wchodzi się do nich bezpośrednio z windy. Według ekspertów brak części wspólnych przyczynia się do tego, że te lokale mają znacznie większą płynność na rynku niż typowe nieruchomości i teoretycznie można je łatwiej sprzedać, trochę jak akcje spółki. To właśnie sprawia, że ulica miliarderów jest w dużej mierze pusta. Wskazują na to dwie dane. Po pierwsze, tylko około 50 proc. apartamentów jest zamieszkana przez ich właścicieli, podczas gdy dla całego Nowego Jorku ta średnia wynosi 76 proc. (część oczywiście może być wynajmowana). Po drugie, 44 proc. mieszkań nie została jeszcze sprzedana, bo boom na budowanie luksusowych apartamentowców sprawił, że ten rynek nieco się nasycił. Narazie.
Źródło: opracowanie Noizz