Kiedy sobie pooglądałem nowe plany światowe na ograniczenie również jedzenia w celach klimatycznych, zainteresowała mnie kwestia nabiału. No wiadomo – skoro mamy przestać męczyć gwałcone przecież krowy, to i mleko musi jakoś zniknąć. No bo jak inaczej? Nie wiem tylko czy jakieś sojowo-kokosowe zastępniki liczą się za nabiał czy nie. Bo może to być jak ze schabowymi z tofu – z nazwy, może widoku, może mniej ze smaku udaje toto mięso, ale czy liczy się za jego konsumpcję? Czy udawanie „starych” produktów to tylko faza przejściowa, by się konsument jakoś przyzwyczaił i nie wierzgał, zaś następne pokolenia będą już jechały na rympał – zagryzały robakami i nie trzeba będzie ukrywać ich w mieszankach mąk, czy będziemy wprowadzać soję już bez mamienia się, że to mleko?
No dobrze – ma być tego z 90 kg na głowę, potem… a właściwie w wersji optymistycznej – zero na głowę. No to jak i czym będziemy karmić ciało w niezbędne przecież ludzkości od tysiącleci składniki? No, ok – zsojowimy mleko. Ale główny zarzut co do wycinania lasów polega na tym, że robi się to pod uprawę soi. To co, teraz przybędzie takich pól kosztem lasów i będzie w porządku? Ok, niech będzie, choć na logikę w nowej ekonomii ekologicznej nic nie prowadzi do zastępowania jednych sposobów drugimi, bardzie przyjaznymi środowisku. Raczej prowadzić to będzie do tego, że wszystkiego będzie mniej. Tak jak z tym mlekiem – krówki zabiorą, a właściwie nie na rodzą się nowe na mękę, soi nie posiejesz, bo lasy i mleczko zniknie w ogóle.
Moje dzienniczkowe oko padło na kury i jajka. No, tu są duże jaja. Okazuje się, że to rynek spekulacyjny. W takich Stanach to zaczyna jajek brakować i ceny poszły w górę. Podejrzenie padło na ekonomicznego posokowca – Billa Gatesa – który zaangażował swój kapitał w… jajka. Kury się w USA nie niosą, prawdopodobnie z powodu stresu, fabryki spożywcze się palą, 42 milionów kur odeszło na ptasią grypę i kłopot gotowy. Bill jest innowacyjny i będzie inwestował w sztuczne jaja, a więc tajemnica jak to będzie w ogóle bez nabiału się wyjaśniła. Bill z kolegami zrobi, wraz ze sztucznym mięsem i będzie, ale nie będzie. To znaczy przy zabronieniu naturalnych składników pokarmowych całe drobne rolnictwo pójdzie do piachu, zostaną tylko wielkie farmy, które ogarną innowacyjne technologie i będziemy jedli wszyscy z jednego globalistycznego żłoba.
Bo okazuje się, że jaja są niezdrowe, ba – niezdrowe kowidowo. Tak jak i w przypadku leków, które od lat leczyły również stany zapalne i infekcje, a okazały się w kowidzie śmiertelne, tak i z jajkami. Odkryto bowiem ostatnio, że poczciwe jaja są źródłem śmiertelnych skrzepów krwi. A więc grunt pod wyrzucenie elementu diety człowieka praktycznie od jego powstania – jest już przygotowany. Bill z kumplami zrobi sobie (z nas) sztuczne jaja i ludzkość będzie uratowana. Jajka jako obwiniony za NOJ-e (Niepożądane Odczyny Jajeczne) to i tak lepiej niż tłumaczenie zakrzepów krwi przez odłożone konsekwencje przebytego przed laty kowida, w dodatku bezobjawowego.
Pociągnijmy jeszcze wątek jajowo-kowidowy. Tu jest coraz bardziej ciekawie. Otóż z badań wynika, że po trzykroć zaszczepione kury nie tylko immunizują się na kowida, ale wytworzone przeciwciała znakomicie przechodzą do człowieka i uodparniają go na koronawirusa. Ba – „Według artykułu napisanego przez Wei, Diana, Liu i innych przeciwciała zawarte w żółtku jaj kurzych blokują połączenie białek kolca wszystkich wariantów covida z ludzkim ACE2. To naturalna „szczepionka” i zapewne odtrutka dla osób już zaszczepionych.” Kurcze, że tak powiem, wychodzi więc, że zaszczepione kurze stado jest dla nas szczepionką uniwersalną. Z kolei profesor Gallardo uważa, że to znakomity i tani sposób na hodowanie działających przeciwciał i aplikowanie ich człowiekowi. A więc czeka nas nowa przyszłość – nioski nie będą tylko (już?) znosić jajek, ale będą znosiły przeciwciała. Czyż to nie lepszy sposób na odejście od dotychczasowych praktyk? Przecież taka kura to też jest – jak krowa pani Spurek – gwałcona po to by człowiek się ponajadał. A tak – jeśli już będzie gwałcona, to przeciwko kowidowi i należy podrozumiewać, że gdyby nie gdakała, tylko mówiła, to byłaby gotowa na takie poświęcenie.
Płaskoziemscy antyszczepionkowcy biją z takimi kurami na alarm. Nie kwestionują mechanizmu immunologicznego wytworzonego przez przeciwciała kur. Co prawda wcześniej mówiono, że jajka zatępiają kolce białka, a teraz na odwrót, ale jeśli się tego trzymać, to lepiej dostać przeciwciała od kur, niż prokurować je preparatem, który miesza w ludzkich genach, by wytworzyć, wątpliwą, odporność. Dlatego z powodu tego, że może to być łatwy, tani i naturalny sposób podejrzliwi antyglobaliści posądzają globalistów o celowe wyeliminowanie tego sposobu poprzez wywołanie ptasiej grypy i hekatombę niosek.
Tak, że idą jaja na jaja. Nie wiem już jakie podstawowe składniki odwiecznych diet nie zostały jeszcze zakwestionowane. Co pozostanie? Zwierzaki – nie, uprawy – też nie, bo stepowimy Gaję. Chyba jednak zostanie nam tylko ta syntetyczna karma, o której pisałem kiedyś w „Do Rzeczy” w artykule o sztucznym mięsie. Z naturalnych rzeczy pozostaną tylko robale i tylko dlatego, że trudno posądzić człowieka (na razie) o to, że je do czegoś przymusza.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.