Jan Brzechwa’s “Pchła Szachrajka”.
„Na Wielkanoc Pchła Szachrajka
Malowała sama jajka,
Ubijała białą pianę
Na mazurki lukrowane,
Nakładała słodką masę
I orzeszki na okrasę.
Ucierała przez dzień cały
Mak, wanilię i migdały,
Wreszcie rzekła: Czas już, aby
Służba piec zaczęła baby!
Przyskoczyły dwie kucharki
Wzięły mąki cztery miarki,
Sypią cukier tarty miałko,
Kręcą żółtka, biją białko…
Gdzie podziały się rodzynki?
Nie ma nawet odrobinki!
Przeszukały dwie kucharki
Wszystkie w domu zakamarki.
Nie ma nigdzie. Pchła w rozpaczy!
Gdzie rodzynki? Co to znaczy?
Poleciała na kominki
Do sąsiadek po rodzynki.
U sąsiadek nie dostała,
Małe rączki załamała.
Bez rodzynków nie ma ciasta!
Trudno, muszę iść do miasta.
Pył strzepnęła z pelerynki
I pobiegła po rodzynki.
Nie dostała ich w kawiarni,
Nie dostała w owocarni
Ani w sklepach kolonialnych.
To dopiero pech fatalny,
Przecież baby muszę upiec!
Cóż poradzę? – odrzekł kupiec –
Nie dostałem dziś rodzynków,
Bo rodzynków brak na rynku.
Każda inna kazałaby
Bez rodzynków upiec baby,
Ale Pchła – to rzecz nienowa –
Była bardzo pomysłowa.
Patrzy, widzi sklep z nutami.
Weszła. Pan łaskawie da mi
Utwór łatwy i zabawny,
I możliwie lekkostrwany.
W święta gości się spodziewam,
Więc im zagram i zaśpiewam.
Rzekł sprzedawca: Piękna pani,
Coś ładnego znajdę dla niej.
Może walca? Marsza może?
Marsze w dużym mam wyborze,
Dajmy na to, z bardziej znanych
Marsz żołnierzy ołowianych.
Pchła odrzekła: Lubię marsze,
Byle tylko nie najstarsze,
Niech pan przegra na pianinie…
Owszem… Pan mi to zawinie…
I po chwili była w domu.
W domu z marsza po kryjomu
Scyzorykiem w trzy minuty
Wydłubała wszystkie nuty,
Bo, jak wiecie, każda nutka
Jest czarniutka, okrąglutka,
Kropka w kropkę jak jagódka.
Do miseczki je wsypała
I do kuchni poleciała.
Tam figlarne strojąc minki
Rzekła: Oto są rodzynki!
Będą baby bardzo smaczne,
Zaraz sama piec je zacznę.
I do nocy, tak jak rzekła,
Wielkanocne baby piekła,
A kucharki w czoła pocie
Przyglądały się robocie.
W pierwsze święto przyszli goście.
Przyszli goście? Proście, proście!
Wszyscy Pchłę powitać radzi,
Pchła do stołu ich prowadzi,
Do kieliszków wino leje.
Winko smaczne, mam nadzieję,
Ale ciasto, powiem śmiało,
Wyjątkowo się udałe.
Zwłaszcza baby z rodzynkami.
Baby, mówiąc między nami,
Są po prostu znakomite!
Jedzcie, proszę, z apetytem.
No i cóż? Po długim poście
Wszystkie baby zjedli goście
Do ostatniej okruszynki.
A że zjedli też rodzynki,
Więc im potem tydzień cały
Kiszki głośno marsza grały.
To był właśnie dobrze znany
Marsz żołnierzy ołowianych.”