Polki rodzą na Wyspach

 

 W ubiegłym roku w Anglii i Walii Polki urodziły 21,2 tys. dzieci – wynika z danych zaprezentowanych ostatnio przez brytyjski urząd statystyczny (w biuletynie „Births in England and Wales by Parents Country of Birth 2012″). Polki „odpowiadają” już za 2,9 proc. wszystkich urodzeń na Wyspach. Łącznie cudzoziemki urodziły tam 25,9 proc. dzieci.

 Nasze rodaczki kolejny raz wyprzedziły Pakistanki (19,1 tys.  dzieci), Hinduski (14,6 tys.) oraz matki pochodzące z Bangladeszu (8,2 tys.). Na dalszych miejscach znalazły się Nigeryjki, Somalijki, Niemki, Litwinki, Rumunki oraz mieszkanki Wielkiej Brytanii pochodzące z Republiki Południowej Afryki.

 Gdyby tak było w Polsce…

 Dynamika tego, jak Polki pną się w tych statystykach, jest imponująca. Brytyjczycy wyliczają, że pierwszy raz w czołowej dziesiątce znalazły się w 2005 r., zajmując wtedy dziewiątą pozycję. Już w 2007 r. wskoczyły na trzecie miejsce, a w 2008 r. na drugie. Liderkami zostały w 2010 r. i tak jest do dzisiaj.

 Podobnie imponująca jest dynamika liczby rodzących się tam polskich dzieci. Jeszcze w 2002 r. było ich zaledwie 1 tys. Po zaledwie 10 latach jest z górą dwudziestokrotnie więcej.

 W tym czasie liczba Polaków na Wyspach zwiększyła się mniej więcej dziesięciokrotnie (do ok. 650 tys. osób), więc dynamika urodzeń jest o wiele wyższa.

 Brytyjczycy zauważają w swoim opracowaniu, że choć nie ma tu niestety szczegółowych statystyk dotyczących poszczególnych nacji, wskaźnik dzietności wśród cudzoziemek przeciętnie wynosi 2,3 i jest wyższy w porównaniu z tym wśród Brytyjek (1,9). Nawet gdyby wynosił dla Polek około 2, to i tak byłby niemal dwukrotnie wyższy niż nad Wisłą. Przypomnijmy, że w Polsce to zaledwie 1,2–1,3. By naród nie wymierał, wskaźnik ten powinien sięgać ok. 2,1.

 Z tym jeszcze można coś zrobić

 – Te dane są z jednej strony zatrważające, ale z drugiej optymistyczne – mówi prof. Krystyna Iglicka, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego. –Jeśli te same Polki, które mieszkając w kraju, nie decydują się na dziecko, rodzą je na Wyspach, to znaczy, że istnieją w kraju bariery, które je do tego zniechęcają, a nie jest to efekt zmian kulturowych, z którymi trudno jest cokolwiek zrobić.

 Prof. Iglicka tłumaczy, że chodzi tu głównie o poczucie bezpieczeństwa. – Jeśli coś z nim zrobimy, jest szansa na poprawę sytuacji – zauważa.

 Niech wracają

 Prof. Irena E. Kotowska tłumaczy sporą liczbę rodzących się na Wyspach dzieci także tym, że wiele osób, które zamierzały wyemigrować, odkładało tę decyzję do czasu osiedlenia się za granicą. Ale także ona wskazuje na rolę bezpieczeństwa socjalnego.

 – Niestabilność zatrudnienia, trudności z umieszczeniem dziecka w żłobku czy przedszkolu, niewielkie wsparcie rodziców ze strony państwa zniechęcają do posiadania potomstwa – mówi prof. Kotowska. I postuluje zmianę polityki na bardziej prorodzinną.

 Podobnie wypowiada się Michał Kot, ekspert Fundacji Republikańskiej.

 – Gdyby te dzieci rodziły się w Polsce, nie mielibyśmy może ujemnego przyrostu naturalnego. To dla nas strata i czas skierować naszą politykę społeczną bardziej w stronę młodych – mówi.

 Dodaje, że powinniśmy robić wszystko, by przynajmniej część z tych osób, które wyjechały, wróciły do kraju. – To są osoby przedsiębiorcze, młode, odważne. Szkoda, że budują dobrobyt innych krajów, a nie nasz – mówi Kot.

 Źródło: www.esculap.pl