W umyśle tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, “niewierny Zachód” wspiera militarnie (złą) Armenię zaś Turcja pomaga (dobremu) Azerbejdżanowi. Na zdjęciu: Flagi Turcji i Azerbejdżanu i portrety prezydenta Azerbejdżanu, Ilhama Aliewa, wiszą na budynku burmistrza Ankary w Turcji, 21 października 2020. (Zdjęcie: Adem Altan/AFP via Getty Images).
autor: Burak Bekdil
16 listopad 2020
Oryginał angielski: Erdoğan’s Jihad on “Infidel Europe”
Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski
Dżihad tureckiego prezydenta przeciwko Europie prawdopodobnie bazuje zarówno na ideologii, jak i na oportunizmie. Jego płomienna, antyzachodnia retoryka jest czysto ideologiczna na użytek tureckiego islamizmu, ma również na celu zdobycie głosów wśród konserwatywnych, szowinistycznych mas.
Dżihadyzm Erdoğana nie ma sezonowego charakteru ani nie jest jakąś nową ideą polityczną. Nie stanowi również jakiejś odmiany pokojowego sufizmu. Erdoğan wyłonił się z szeregów tureckiego wojowniczego islamizmu lat 60. ubiegłego wieku, kierowanego i kształtowanego przez Necmettina Erbakana, pierwszego islamistycznego premiera Turcji i mentora Erdoğana. Polityczne założenia, które znajdujemy w retoryce Erbakana, były proste – walka między prawymi (muzułmanami) a koalicją syjonistów i rasistowskich imperialistów – cała reszta to jakieś drobiazgi. Twierdził, że syjoniści popierają członkostwo Turcji w Unii Europejskiej, bo chcą, “żeby tureccy muzułmanie rozpłynęli się w morzu chrześcijaństwa”.
W przemówieniu wygłoszonym w 2016 roku, Erdoğan tak mówił o krajach europejskich: “To nie są nasi wrogowie… Za nimi są spiski i plany innych sił”. Również w 2016 roku powiedział, że dżihad nigdy nie jest terroryzmem. “To jest zmartwychwstanie… to dawanie życia, to budowanie… to walka z wrogami islamu.” W 2017, Erdoğan dodał, że działania niemieckiego rządu przypominają działania nazistowskich Niemiec.
W ubiegłym miesiącu Dawood Shihab, przywódca mającego swoją siedzibę w Gazie Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu (PIJ) powiedział, że Turcja jest najdzielniejszym krajem walczącym z wrogością francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona wobec islamu. Turcy uznali jednak, że te pochwały ze strony PIJ nie są wystarczające, by porządnie ukrzyżować niewiernego przebranego za prezydenta wielkiego europejskiego narodu.
Erdoğan w samym sercu Anatolii, podczas konwencji jego partii politycznej, wyszedł na scenę ozdobioną jego portretem i portretem prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa oraz zdjęciami Azerskich krajobrazów oraz Al-Aksy w Jerozolimie i wielkim sloganem głoszącym: “Karabach i Jerozolima czekają na nas!”
Sułtan przemówił: “Jaki problem ma Macron z islamem? Jaki ma problem? Macron potrzebuje jakiejś opieki psychiatrycznej.” Erdoğan najwyraźniej sądzi, że Macron jest umysłowo chory, ponieważ poprzysiągł zdławienie we Francji islamizmu, po tym jak 16 października Francją wstrząsnęła sprawa zamordowania i obcięcia głowy nauczyciela historii Samuela Paty.
Erdoğan oskarżył również Zachód o dostarczanie broni wyłącznie Armenii w obecnym konflikcie między Azerbejdżanem a Armienią. Równocześnie (co można uznać za hipokryzję), Erdoğan jest dumny, że Turcja dostarcza Azerom wyposażenie wojskowe, w tym drony, broń oraz szkolenie.
Bliski Wschód był zawsze wylęgarnią radykalnej ideologii. W umyśle tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, “niewierny Zachód” wspiera militarnie (złą) Armienię zaś Turcja pomaga (dobremu) Azerbejdżanowi. No świetnie. Jaki jeszcze kraj wspiera militarnie Azerbejdżan? Naród sprawiedliwych? Izrael, kraj serdecznie znienawidzony przez Erdoğana.
Prezydent Azerbejdżanu Aliyev w 2016 roku powiedział, że jego kraj nabył od państwa żydowskiego wyposażenie wojskowe o wartości 4,85 miliarda dolarów. Doradca azerbejdżańskiego prezydenta powiedział, że w Górskim Karabachu ich wojsko używa izraelskich “samobójczych-dronów”, które niszczą cel rozbijając się o niego. Tak więc, Turcja i Izrael dostarczają wyposażenie tej samej armii, która jest w zbrojnym konflikcie z innym krajem.
Ta niechciana zbieżność nie przeszkadza jednak dżihadystycznym ambicjom Erdoğana. W raporcie z końca października czytamy:
“Zachodnie agencje wywiadowcze ujawniły, że przywódcy Hamasu uruchomili drugą tajną placówkę w Stambule, zajmującą się operacjami cybernetycznymi i wywiadem przeciw swoim wrogom, w tym przeciw Autonomii Palestyńskiej oraz dysydentom w Hamasie…
Placówka Hamasu założona została około dwa lata temu w celu zakupów wyposażenia, które może być użyte do produkcji broni, prowadzenia ataków cybernetycznych przeciw wrogom, w tym przeciw ambasadom wrogich państw arabskich takich jak Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie na Bliskim Wschodzie, przeciw krajom europejskim, a nawet przeciw Autonomii Palestyńskiej w Gazie, jak również do kontroli i zwalczania dysydentów we własnych szeregach.”
Najnowszy eksport dżihadu z Turcji to Kaukaz, a dokładniej Górski Karabach. Aczkolwiek tak Ankara, jak i Baku kategorycznie temu zaprzeczają, doniesienia prasowe oraz niezależni obserwatorzy z grup obrony praw człowieka potwierdzają informacje o przybyciu do Azerbejdżanu setek dżihadystów mających walczyć z Armenią. Bogaty w ropę Azerbejdżan z pewnością może sobie pozwolić na tysiące najemników, a nie tylko na setki. To może jednak rozgniewać Moskwę, a Azerowie dobrze wiedzą, że nie byłoby to dobre dla ich państwa.
Po bezpośrednich działaniach wojsk tureckich na terenie Iraku i Syrii, wojnach zastępczych w Syrii, Libii i Jemenie, tworzeniu militarnego napięcia w rejonie Morza Egejskiego, kolejne dżihadystyczne awanturnictwo Erdoğana znalazło nowy teatr na Kaukazie. Co będzie następne?
Burak Bekdil: Wieloletni publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej “Hurriyet Daily News”, w 2017 zwolniony za publikowanie artykułów na Zachodzie, wyemigrował z Turcji w obawie przed aresztowaniem.