Wrzawa w środowisku polonijnym po wyborach…

Znakomita ilość uprawnionych obywateli amerykańskich skorzystała z dobrodziejstwa wczesnego głosowania. Inni oddawali głosy korespondencyjnie. Pozostali uprawnieni głosowali osobiście. Nasza społeczność polonijna w Wietrznym Mieście zaznaczyła swoją obecność w tych wyborach bardziej aktywnie niż w ubiegłych latach. Przymusowy pobyt w domach, bombardowanie informacjami o zagrożeniach, także zdrowotnych, rozmaite akcje w mediach społecznościowych kształtują zasoby wiedzy o wyborach w tym kraju. Gdy amerykańskie media podały do wiadomości, że urząd prezydenta wygrał Joseph Biden, rozpętały się komentarze na wielką skalę. Polonia wyrażała niezadowolenie w mediach społecznościowych i nadal żyje oburzeniem. Dyskutujemy, przekrzykujemy oponentów, padają argumenty z bardziej lub mniej wiarygodnych źródeł. Wrzawa wzmaga zainteresowanie, na szczęście bez fizycznej agresji.

Do dnia wyborów większość sondaży wskazywała, że polonijni wyborcy oddadzą swoje głosy Joe Bidenowi. Skąd teraz, po próbach ogłoszenia zwycięstwa tego kandydata, brak aplauzu, gdzie gratulacje? Skąd tyle negatywnych emocji w polonijnych komentarzach o nadużyciach przy oddawaniu głosów? Przysłowiowej oliwy do ognia dolewają grupy zaangażowane w promocję agendy urzędującego prezydenta, Donalda Trumpa. Słychać o tym, że w niektórych amerykańskich Stanach doliczono się nadmiaru głosów w stosunku do ilości osób uprawnionych do głosowania.

Czy to prawda, że pochodzą od nieżyjących wyborców? I chociaż nie wiadomo, któremu z kandydatów nieboszczyk oddał swój cenny głos, to jednak protesty nie ustają. Czy głos nieboszczki, która odeszła kilka tygodni wcześniej, został poprawnie odnotowany w listopadzie br.? Ale czy te lub podobne, jednostkowe przypadki mogą ubezskutecznić wolę kilkudziesięciu milionów wolnych obywateli, w postaci głosów oddanych z przewagą jednemu kandydatowi? Analityków zastanawia stopień oburzenia, jednoznaczne wypowiedzi o zafałszowaniu woli wyborców. Wielu obywateli naszej polonijnej społeczności podziela potrzebę weryfikacji ilościowej i powtórnego obliczenia głosów w niektórych Stanach.

W metropoliach naszych Stanów, podobnie w sercu Wietrznego Miasta okna wystaw zasłania dykta, tworzywo, nie ma świątecznego oświetlenia, ozdób, kiermaszy, chociaż do Dnia Thanksgiving coraz bliżej. Nasza społeczność nie stanowi jednolitej, łatwej do sterowania grupy. Mówimy jedno, robi się drugie, wyceniamy trzecie. Downtown zwiedzamy przy okazji zajęć zarobkowych lub krótkich wizyt z przyjaciółmi, rzadziej w protestach. Łatwo wskazywać cudze błędy, tym bardziej z tezą fałszu, jako celowego działania. Jak to będzie, jeśli po weryfikacji, po dokładnym sprawdzeniu dowodów, okaże się, że istniejące nieprawidłowości nie miały miażdżącego wpływu na ostateczny wynik wyborów? I nawet, gdyby tak się stało, to przecież nikt nam nie będzie ściemniał. A fakty? Jeśli są sprzeczne z naszą opinią, tym gorzej dla faktów. Jedno jest pewne, amerykański system wyborczy do najprostszych w obsłudze i najłatwiejszych w świecie, nie należy. 

Barbara Marta Żmudka

http://www.wietrzneradio.com/felietony