Sylwester w PRL-u
„ Na peerelowskich na zabawach było przeważnie szaro i smutno”
Peerelowskie zabawy sylwestrowe, były dla Polaków pewnego rodzaju odskocznią od rzeczywistości, która posiadała kolor w różnych odcieniach szarości. Ale w okresie końcoworocznym, raczej imprezowano hucznie, na balach organizowanych przez ówczesne zakłady pracy.
Co na ten temat powie nam pani Małgorzata
Redakcja Polish news zaprosiła do rozmowy Wróżkę Małgorzatę, która w czasach PRL-u zapraszana była na zabawy sylwestrowe, aby rzecz jasna wywróżyła wszystkim balującym co dobrego niesie im ze sobą nastanie Nowego Roku. – Kiedyś naprawdę ludzie potrafili się bawić. Dookoła nas było smutno, szaro, wręcz siermiężnie ale wszyscy czekali na tę jedyną w roku zabawę, która była pewnego rodzaju odskocznią od tego wszystkiego co działo się w naszym życiu i na naszych ulicach. Na wszystkich zabawach sylwestrowych, na które byłam zaproszona, wszyscy balowicze ubrani byli bardzo elegancko. Oczywiście nie mówimy tutaj o męskich frakach tudzież trenach u kobiet. Ale sukienki jak na owe czasy były naprawdę gustowne. Jeśli chodzi o dania, nie mogło się obyć bez bigosu, galarety, szynki plastrowanej, kotletów schabowych oraz śledzia. Ze słodkich dań należy w tym miejscu wymienić szarlotkę, a także radziecki szampan w kolorze czerwonym. Dawniejsze peerelowskie zabawy sylwestrowe, były pewnego rodzaju rywalizacją międzyzakładową- śmieje się kobieta. Wróżka Małgorzata opowiadała nam, jak to dla przykładu skarżyski Zakład Energetyczny stanął w szranki z Zakładami Metalowymi, aby już następnego dnia chwalić się gdzie było bardziej kolorowo, jakie dania serwowano i jaka grała muzyka. Zapraszana była nawet na te zabawy ówczesna prasa, która miała się rozpisywać jak to było cudownie, pięknie i rzecz jasna wyjątkowo. – Pamiętam jak podczas zabaw sylwestrowych zapraszano pierwszego sekretarza danego miasta, któremu już wiedziałam dwa dni wcześniej co miałam wywróżyć. Była to rzecz jasna oczywista żenada, za którą dostawałam spore wynagrodzenie- wtrąca z przekąsem pani Małgosia.
Nie pamiętają tego młodzi
W PRL-u jak może nie wiedzą tego młode pokolenia, wiele produktów było obywatelom wydzielanych. Najczęściej sklepy wówczas świeciły pustkami, ale przed Sylwestrem raczej miały miejsce większe dostawy. Także właśnie w tm okresie można było podelektować się na przykład czekoladą Belwederską, kawą Moccą, rodzynkami sułtańskimi, cytrusami czy też można było nabyć kakao, oczywiście stojąc w długich kolejkach całymi godzinami. Ale Polak zawsze potrafi, zatem z przysłowiowego niczego potrafił on zrobić coś. Zatem przed balami sylwestrowymi, w salach konferencyjnych gdzie miały być zorganizowane bale sylwestrowe, zawieszano bibułę kolorową i balony, anielskie włosy i barwne lampiony.
Peerelowskie stroje sylwestrowe
Panowie- jak mówi pani Małgorzata, oczywiście musieli wtedy posiadać wąsy, a panie na włosach robiły sobie trwałą ondulację. Koafiura ta musiała być utrwalona lakierem do włosów, często też posypywano ją brokatem. Rękawy w sukienkach z PRL-u musiały być raczej bufiaste, a co do ich długości to było różnie, ale raczej preferowano rękawy „siedem ósmych”. W latach 70. ubiegłego wieku szyły sobie panie raczej suknie długie, ale już dekadę później, były one szyte na długość tuż za kolano. Perfumy panie używały takie jak „Zaczarowana dorożka”, „Czerwone maki” lub „Być może”- dodaje zaproszony do rozmowy gość.
Była też doborowa muzyka
Wróżka Małgorzata, wspomina jakie najczęściej grano na takich balach sylwestrowych utwory. A była to muzyka „Czerwonych Gitar”, „Skaldów” oraz „Trubadurów”. Ale też nie mogło obyć się bez „Beatlesów” i niektórych rosyjskich kawałków na przykład Ałły Pugaczowej. Uwielbiano bawić się także przy utworach zespołu „Boney M.”, Donny Summer, Jerzego Połomskiego no i Janusza Gniatowskiego ze sławną „Appassionatą”. Ale zdarzało się i tak, że niektórym ludziom nawet na tych zabawach było smutno, być może ktoś z ich bliskich był internowany a ich pobyt na takim sylwestrze był po prostu „pro forma”.
Dla mnie było szaro i smutno
Kolejnym naszym rozmówcą był pan Jan Tomasik z Suchedniowa. Ten pan w czasach PRL-u pracował w suchedniowskiej Fabryce Urządzeń Transportowych. Zdarzyło się pewnego razu, że szef tej fabryki podsłuchał luźnych rozmów pracujących tam robotników, wśród których był pan Jan. Mówiło się wówczas o znienawidzonym ustroju komunistycznym, złej władzy i chorobliwym uzależnieniu się od Związku Radzieckiego. A należy pamiętać, że tym czasem, w którym prowadziliśmy te rozmowy były dni przed sylwestrowe. Rzecz jasna wielu z nas internowano na długie miesiące, a gdy wróciliśmy na wolność straciliśmy swoje prace bez możliwości znalezienia innej. Takich sylwestrów na internowaniu przeżyłem dwa, a szarość i smutek tych dni, do dziś pamiętam doskonale.
Ewa Michałowska- Walkiewicz
Foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe