Specjaliści alarmują, że nie jesteśmy na to przygotowani – mamy problem z dostępem do fachowej diagnostyki chorób tropikalnych oraz leków potrzebnych w ich terapii.
Zima to okres, który szczególnie sprzyja dalekim wyjazdom w tropiki. Decydując się na taki wyjazd trzeba jednak pamiętać, że z powodu powikłań związanych z tropikalnymi chorobami umiera jedna na 100 tysięcy osób.
Jak mówi nam prof. Piotr Kajfasz z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie szybka diagnoza w przypadku chorób tropikalnych odgrywa kluczową rolę, a o niekorzystnym rokowaniu może przesądzić opóźnienie leczenia nawet o dobę.
– Teoretycznie chorzy mogą być leczeni we wszystkich szpitalach zakaźnych w kraju. Jednak praktycznie tylko 3 ośrodki są fachowo przygotowane do szybkiej diagnostyki i leczenia chorób tropikalnych – mówi prof. Kajfasz.
Jak zaznacza ekspert, w Polsce brakuje także specjalistów, którzy są w stanie poradzić sobie z laboratoryjną diagnostyką takich chorób. W przypadku niektórych jak np. malaria, problem stanowi też dostęp do leków. Nie są one zarejestrowane w Polsce i aby je podać trzeba korzystać z importu docelowego.
Statystyki wskazują, że śmiertelność z powodu malarii wśród Polaków jest kilka razy wyższa niż w wielu krajach Europy Zachodniej.
Przezorny zawsze zaszczepiony
Jak podkreślają specjaliści wraz z rozwojem turystyki problem tropikalnych chorób zakaźnych będzie narastał. Coraz więcej kłopotów przysparzać będą także bakterie oporne na leki. Wywołane przez nie choroby są bardzo trudne w leczeniu, niekiedy praktycznie niemożliwe do wyleczenia.
Epidemiolodzy podkreślają, że wszyscy planujący podróże powinni też zdecydować się na szczepienia ochronne. Jeśli można się przed czymś zabezpieczyć, należy to zrobić. W praktyce szczepi się jedynie ok. 30 proc. podróżujących.
Jak mówiła podczas XVI Sympozjum Naukowego “Postępy w Medycynie Zakażeń” dr Ilona Małecka z Katedry Profilaktyki Zdrowotnej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu na groźne bakterie i wirusy narażeni jesteśmy już na lotnisku.
– Tak duże zbiorowiska ludzi przybywających z różnych regionów świata sprzyjają rozprzestrzenianiu się m.in. meningokoków. W tłumie łatwo przenoszą się one poprzez kaszel czy całowanie. Do grup szczególnie narażonych na inwazyjne zakażenia meningokokowe zalicza się – oprócz najmłodszych dzieci – młodzież i młodych dorosłych do 25 roku życia – podkreślała dr Małecka.
Wywołana przez meningokoki choroba w krótkim czasie osiąga stadium zaawansowane, które może prowadzić do śmierci chorego lub do bardzo poważnych konsekwencji – głuchoty, uszkodzenia mózgu, amputacji kończyn. Jeśli dojdzie do rozwoju sepsy, 20-50 proc. pacjentów umiera w ciągu 24 godzin od rozpoznania objawów.
– Szczepienia w tym przypadku są praktycznie jedyną dostępną ochroną. Z tego powodu niektóre kraje jak np. Arabia Saudyjska wymagają ich przy wjeździe od wszystkich turystów – dodaje ekspertka.
Choroby zwierząt coraz groźniejsze dla ludzi
Wiele chorób wirusowych, bakteryjnych czy pasożytniczych przekroczyło barierę gatunkową i zagrażają ludziom. Przykładem może być: ebola czy gorączka Zachodniego Nilu.
Jak mówiła podczas sympozjum “Postępy w Medycynie Zakażeń”, prof. Elżbieta Samorek-Salamonowicz z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach szacuje się, że spośród nowo pojawiających się chorób zakaźnych człowieka, 75 proc. to choroby odzwierzęce.
Zdaniem ekspertki jest kilka powodów szerzenia się tego zjawiska – od zmiany ekosystemu poprzez rozwój przemysłu i niszczenie naturalnych barier, wzrost handlu zwierzętami i produktami pochodzenia zwierzęcego, po wzrost turystyki do egzotycznych rejonów świata o nie do końca rozpoznanej sytuacji epidemiologicznej.
– Rośnie zainteresowanie tzw. turystyką ekstremalną. W trakcie takich podróży często spożywane są produkty pochodzenia zwierzęcego dotąd uznawane za niejadalne. W efekcie podróżni zapadają na choroby, które do niedawna były domeną zwierząt – podkreśla profesor.
Choroby takie jak gorączka Zachodniego Nilu już dawno dotarły do różnych regionów Europy. Często nie mamy na nie szczepionek, która chroniłyby przed wirusem, ani skutecznego leku w przypadku gdy dojdzie do infekcji.
– O ile w Polsce nie odnotowano jeszcze przypadku zachorowania na gorączkę Zachodniego Nilu, to sam wirus jest już prawdopodobnie obecny w kraju, stwierdzono, bowiem obecność przeciwciał u naszych ptaków – podkreśla prof. Samorek-Salamonowicz.
Głównymi objawami choroby są bóle głowy i mięśni, gorączka oraz nudności. Zakażenie może prowadzić do zapalenia mózgu czy zapalenia opon mózgowych, a to z kolei – do paraliżu, śpiączki, czy wreszcie śmierci. Gorączka Zachodniego Nilu pojawiła się dwa lata temu w Turcji, Grecji, Rumunii i Rosji, gdzie było w sumie kilkanaście przypadków śmiertelnych.
Najczęściej przyjeżdżamy z biegunką
Większość chorób związanych z podróżowaniem to infekcje przenoszone drogą pokarmową. Ryzyko zachorowania wzrasta w miejscach występowania wysokich temperatur powietrza i zależy m.in. od sposobu przechowywania żywności oraz poziomu higieny. Najczęstszymi schorzeniami, na które zapadają turyści, są właśnie biegunka, którą przechodzi, co druga osoba oraz infekcje górnych dróg oddechowych.
Dr Ewa Duszczyk z Kliniki Chorób Zakaźnych Wieku Dziecięcego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przypomina, że wielu z tych chorób można uniknąć przestrzegając podstawowych zasady higieny oraz unikając spożywania owoców czy surowych potraw.
– I chociaż wiedza ta wydaje się być powszechna to w praktyce niewielu podróżujących ją stosuje. Tylko ok. 40 proc. turystów interesuje się sytuacją zdrowotną danego kraju, patogenami, które tam można spotkać, a także sposobami profilaktyki – informuje dr Ewa Duszczyk.
Dodaje: – Zagrożenie biegunką jest często lekceważone m.in. dlatego, że mało kto zdaje sobie sprawę, że może ona doprowadzić do przewlekłych schorzeń. Lekarze leczą osoby z poinfekcyjnego zapalenia stawów albo zespołu jelita drażliwego, który wyzwala się po banalnych infekcjach bakteryjnych podczas pobytu w tropikach.
Źródło: rynekzdrowia.pl