
Fabuła bardzo prosta, w stylu współczesnego Kopciuszka, taka typowa hollywódzka historia gwarantująca kilka współistniejących wątków z dobrym zakończeniem. Bohaterką jest Ali (Christina Aguilera) , dziewczyna z prowincjonalnego Iowa szukająca swej szansy w Los Angeles. Trafia do nieco zaniedbanego klubu Burlesque , gdzie właścicielką jest Tess (Cher) a jej prawą ręką Stanley Tucci (rola podbna do tej jaką grał w „The Devil wears Prada”). Prowincjuszka Ali zaczyna jako pomocnica barmana Jacka (Cam Gigandet) ale dzięki swej przebojowości szybko trafia na scenę gdzie zaczyna robić karierę. Oczywiście mamy w tym filmie wątek miłosny : Jack (barman a jednocześnie pianista i kompozytor) poczatkowo traktuje Ali jak swą współlokatorkę a później się w niej zakochuje.
Muszą być w takim filmie czarne charaktery więc widzimy tu zazdrosną tancerkę (rola Kristen Bell) i bogatego ale cynicznego biznesmena, który próbuje uwieść naszą bohaterkę. Poszczególne sceny przeplatane są dobrą muzyką (jeśli oczywiście ktoś lubi ten styl muzyki) i popisami wokalnymi Cher i Christin. Uspakajam wszystkich, że wszystko dobrze się kończy: klub Burlesque nabiera blasku a nową gwiazdę Ali znajdujemy w objęciach Jacka.
Ja spędziłem czas bardzo miło oglądając perypetie Ali, słuchając przyjemnej muzyki i wsłuchując się w świetne, dowcipne dialogi. Na dodatek moje sensory odpowiadające za odbiór wrażeń estetycznych są zawsze zaspokojone gdy oglądam przystojnych, kochających życie ludzi. „Burlesque” wchodzi na ekrany kin w całym kraju w najbliższy, świąteczny czwartek.
Jak podsumować ten film? Bardzo prosto: ZAPRASZAMY DO BURLESKI!!!
Zdjęcia: www.burlesquethemovie.com
Jacek Urbańczyk – Chicago, Illinois