Od kiedy przestałem się zajmować mediami i postanowiłem obserwować je z zewnątrz, zacząłem powątpiewać w sensowność zawodu dziennikarskiego. Nie tyle, że nabrałem dystansu, którego nie miałem siedząc wewnątrz, ale degrengolada zawodu dziennikarza ostatnio przyspieszyła dramatycznie. Najgorsze, iż już nikogo nie dziwi, że dziennikarstwo podzieliło się plemiennie, ba – tribalizm nawet jest wymagany przez odbiorców i pilnowany wewnętrznie przez dziennikarzy plemiennych mediów. Odbiorca już zrezygnował z mediów jako źródła informacji o świecie – chce od nich dostać codziennie potwierdzenie, że właściwie wybrał plemię, zaś informacyjnie korzysta z nich tylko wtedy jak potrzebuje dawki jednostronnego i kompatybilnego zrozumienia faktów, w dodatku selekcjonowanych przez przekaziory.
Dziennikarze z chęcią odpowiadają na takie zapotrzebowanie, bo sami je de facto wykreowali. A więc stacje i wydawnictwa zmieniły się w chorążych politycznych flag, nawet czasami pouczających „swoich” polityków jak lepiej dowalić innym, co dopiero mówiąc o zwoływaniu przez nie manifestacji i zarządzaniu nimi poprzez przekaz oraz osobiste w nich uczestnictwo. Wtedy wszystko już jest dla dziennikarza proste – wie co ma napisać zanim znajdzie temat, a znajduje go taki, żeby fajnie dowalić przeciwnikowi. Nie trzeba się męczyć z riserczem, konfrontować różnych punktów widzenia – jest jedna kalka, którą się przykłada do rzeczywistości, kalka przez którą patrzą odbiorcy. Różnice są subtelne, by się jednak nie znudziło, ale coraz częściej mamy do czynienia z instynktem stadnym, to znaczy przewodnik rzuca temat, reszta twórczo go różnicuje w subtelnościach. Zazwyczaj polegających na eskalacji chamstwa, beki i głupoty.
Tak było i 8 kwietnia. Kliniczny przypadek tych mechanizmów i dennego obrazu stanu naszych mediów. Zaczął chyba Onet – wyciągnął z materiałów kancelarii prezydenta Dudy zdjęcie, jak prezydent rozmawia przez telefon, podobno z królem Jordanii. I beka, że w masce, ale to nic dziwnego dzisiaj, ale… Duda gada do niepodłączonego telefonu. I teraz się rozniosło – reszta mediów podchwyciła „news of the day”. Każdy dokładał coś od siebie. Potem poszło po mediach społecznościowych. Sam dostałem na walla i w messendżerach pełno tych newsów.
Taka jazda o prezydencie-gamoniu była dopiskiem do tego, że zaczęła się już parę dni temu afera, gdy (nagle) znany pisarz zwyzywał prezydenta od debili i ma kłopoty z prokuraturą. Teraz mieliśmy zdjęciowe dowody, że to prawda i bekę, że to zdjęcie to dowód w sprawie. No pociecha, że hej.
Ale coś pękło w tej szybie. Pokazały się wpisy, że wszystko jest ok, że telefon ze zdjęcia jest podłączony, zaś puste gniazdko, gdzie kabel miał być niby podłączony a nie był, to jest przełącznik dzwonka telefonu. Na co Onet odpowiedział newsem…, że to nie ten wtyk i że telefon nie był podłączony. Do czego załączył rzut techniczny jakiegoś telefonu z instrukcji użytkowania. Przedostatnim aktem tej bójki informacyjnej było zbliżenie (a?)feralnego zdjęcia Dudy, z którego wynikało, że telefon był podłączony, ale do gniazda pod telefonem. Ostatni akt to przeprosiny dziennikarza z Onetu, że się pomylił. Oczywiście trzódka prywatnych bekaczy z social mediów od razu zniknęła jak poranna mgła – nic się nie stało, do następnej beki, żadnych refleksji, że dali się zrobić (znowu) w jajo.
8 kwietnia zdarzyło się w Polsce: zmiany w rządowym 300+, zmiany w planowanej kwocie wolnej od podatku, największa liczba zgonów dziennych w Polsce na koronawirusa, minister spraw zagranicznych w Kijowie. Świat: konferencja w Unii na temat szczepionki Astra Zeneka, w Waszyngtonie zgromadzenie Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, wspólne ćwiczenia wojskowe Azerbejdżanu i Turcji. A my – kabelek do telefonu, k…a…
Ja już nie wiem, jak to będzie z tym ostatnim kręgiem piekła. Ma się tam podobno rozlegać od dawna pukanie od dołu. Kiedyś lokowałem jako pukających lekarzy z teleporad i tych, którzy zarządzają (?) zdrowiem publicznym. Pewnie stali na ramionach polityków. Dziś ze spokojem dokładam tam poniżej dziennikarzy, przedstawicieli zawodu społecznego zadu-, przepraszam – zaufania.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”