Fotoreportaż Jarka Janowskiego.
Główną bazą wypadową ukraińskiej wyprawy był hotel NADIA w Iwano-Frankiwsku. To nadana przez sowietów w 1962 roku nowa nazwa przedwojennego Stanisławowa. Hotel architektonicznie przypomina szczytowe czasy komunizmu, monumentalne gigantyczne pudełko – choć trzeba przyznać, że w relacji cena-standard, całkiem OK.
Charakterystyczny dla miasta miszmasz stylów zabudowy przypomina, że jeszcze w latach trzydziestych, to dziś ponaddwustutysieczne miasto, liczące wówczas niespełna 60 tysięcy mieszkańców, było klasycznym kresowym tyglem kultur, wyznań i języków. W tej istnej wieży Babel mieszały sie języki polski, ukraiński, rosyjski, niemiecki, żydowski i hebrajski.
My szukamy polskich śladów, więc nasza wędrówka prowadzi obok ruin pałacu Potockich, gdzie najefektowniej wygląda brama wejściowa (w ostatnim okresie mieścił się tu szpital wojskowy).
Kolejny polski akcent to ufundowana w 1662 roku przez Andrzeja Potockiego kolegiata pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. W powieści Pan Wołodyjowski miało tu miejsce nabożeństwo żałobne po śmierci Michała Wołodyjowskiego.
Ciekawym i jakby niepasującym do stylu miasta jest ratusz z 1695 r., z kramami z 1871 r., czterokrotnie niszczony przez pożar, przebudowany w okresie II Rzeczypospolitej w stylu konstruktywistycznym (w latach 1929-1932).
Wreszcie w parku nieopodal centrum, tuż za fortami, spotykamy, obok grających w szachy mieszkańców, pomnik Adama Mickiewicza (autorstwa Tadeusza Błotnickiego) z 1898 r. (w czasie II wojny światowej ukryty przed Niemcami w obawie przed jego przetopieniem).
Tak kończy się krótki spacer po stolicy obwodu.
Więcj zdjęć z zachodniej Ukrainy na :
http://ttg.com.pl/atrakcje-zachodniej-ukrainy-iwano-frankiwsk-stanislawow/