Ciąża w III Rzeszy. Tragiczne losy polskich robotnic przymusowych

 

Brzemienne Polki były niewygodne dla Niemców z dwóch, głównych powodów. Z ich punktu widzenia zbyt duża ilość ciężarnych robotnic miała wpływ na obniżenie wydajności pracy, a przyrost demograficzny Polaków nie leżał w jego interesie.

Pod koniec września 1944 r. na terenie III Rzeszy pracowało 1,99 mln cudzoziemskich kobiet. Przeważająca większość z nich była w wieku rozrodczym. W czerwcu 1944 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Rzeszy określiło liczbę cudzoziemskich dzieci na ponad 140 000. 58 000 z nich stanowiły polskie niemowlęta. Na zarządzenie władz wojskowych w strefie amerykańskiej i brytyjskiej, administracja niemiecka dostarczyła w 1948 r. 40 000 metryk urodzenia polskich dzieci. Wart podkreślenia jest fakt, iż w pozostałych strefach okupacyjnych i Austrii podobnych zarządzeń nie ogłoszono. Wobec powyższego, można postawić tezę, że skala urodzeń polskich dzieci była znacznie wyższa. 

Brzemienne Polki były niewygodne dla Niemców z dwóch, głównych powodów. Z ich punktu widzenia zbyt duża ilość ciężarnych robotnic miała wpływ na obniżenie wydajności pracy, a przyrost demograficzny Polaków nie leżał w jego interesie. Ich stosunek wobec ciężarnych robotnic przymusowych możemy podzielić na trzy fazy. Do marca 1943 r. nie podejmowano wobec nich szczególnych akcji represyjnych. Ciężarne robotnice na mocy dekretu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 13 sierpnia 1941 r. na czas porodu wysyłano do ojczystego kraju. Według badań Teresy Schranner, Polacy byli najliczniejszą grupą cudzoziemców, którzy powrócili do swej ojczyzny z przyczyn zdrowotnych. Do końca lutego 1943 r. do Polski miało przyjechać 128 000 ciężarnych robotnic. Niemcy szybko doszli do wniosku, że odsyłanie ciężarnych robotnic jest dla nich nieopłacalne. W grudniu 1942 r. pełnomocnik do spraw zatrudnienia – Fritz Sauckel zakazał stosowania powyższych praktyk. Przypadki deportacji ciężarnych do kraju ojczystego po wydanym powyższym rozporządzeniu były marginalne.  

Drugi etap rozpoczął się 9 marca 1943 r. uchyleniem przez Ministra Sprawiedliwości Rzeszy karalności spędzania płodu, jeśli dotyczyło to zabiegu dokonanego u „robotnic wschodnich”. Dwa dni później, 11 marca 1943 r. postanowiono, że na wniosek ciężarnej „robotnicy wschodniej” należy przerwać ciążę.

Ostatecznie kwestię ciężarnych i ich dzieci Niemcy unormowali rozporządzeniem Reichsführera SS i szefa policji – Heinricha Himmlera z dnia 27 lipca 1943 r. „w sprawie traktowania ciężarnych robotnic obcokrajowych oraz dzieci, urodzonych z tych robotnic” (Behandlung von Ausländischen Arbeiterinnen und der im Reich von Ausländischen Arbeiterinnen geborenen Kinder). Kobiety miały rodzić w specjalnych ośrodkach położniczych (Entbidungsheim). Zabroniono przyjmowania ich do szpitali przeznaczonych dla niemieckich ciężarnych. Wyjątek stanowiło jedynie wykorzystanie ich w tych szpitalach jako „obiekt do badania przez uczących się studentów i przyszłe akuszerki”. Także i w tym przypadku postulowano o oddzielenie ich od rodzących Niemek

Zakłady pracy miały zgłosić urzędom młodzieżowym (Jugendamt) za pośrednictwem urzędów pracy (Arbeitsamt) wszystkie ciężarne kobiety. Następnie planowano dochodzenie w sprawie ojcostwa i zgłoszenie wyników do wyższych dowódców SS i policji w celu przeprowadzenia badań rasowych przez Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS i urzędy zdrowia. W przypadku zakwalifikowania rodziców jako „rasowo wartościowych”, urodzone z nich dzieci miały przejść pod opiekę Narodowosocjalistycznej Ludowej Opieki Społecznej (NSV). Następnie były kierowane do zakładów dla rasowo wartościowych dzieci (Kinderheime für gutrassige Kinder) lub do rodzin niemieckich. 

Dzieci uznane za „bezwartościowe rasowo” były umieszczane w „zakładach opiekuńczych dla dzieci obcokrajowców” (Ausländerkinder–Pflegestätte). Na terenie III Rzeszy istniało ich około 400. Niezależnie od stanu zdrowia, matki musiały opuścić ośrodek porodowy już po ośmiu, dziesięciu dniach. W większości placówek mogły odwiedzać swe dzieci zaledwie co dwa tygodnie. Za ich pobyt musiały płacić przeciętnie 25 RM (Reichsmark – K. T-K] miesięcznie, co było dla nich bardzo wygórowaną kwotą. Z powodu braku opieki lekarskiej oraz położniczej, dramatycznych warunków sanitarnych oraz systematycznego głodzenia niemowląt, „zakłady opiekuńcze dla dzieci obcokrajowców” stały się ośrodkami masowej śmierci. Jak podawał w jednej ze swych publikacji Andrzej Białas, szacowana w nich liczba zgonów to pomiędzy 100 do 200 tysięcy dzieci z różnych podbitych krajów.

Zdając sobie sprawę ze swojej ciężkiej sytuacji, Polki trzymały w tajemnicy swój odmienny stan tak długo jak było to możliwe. Wynikało to przede wszystkim z obawy przed represjami ze strony pracodawcy i zmuszaniem ich do dokonania aborcji. Przymus pracy, brak stosownej opieki medycznej, strach przed porodem w prymitywnych warunkach i groźba utraty nowonarodzonego dziecka powodowały, że część Polek odczuwała wstyd z powodu swojej brzemienności. Wśród nich znajdowała się mieszkanka Warszawy, którą zatrudniono w firmie produkującej armatury w Berlinie. Obawiając się rozwiązania w osławionych niesławą ośrodkach położniczych, zdecydowała się na samodzielny poród. Niestety, Polka urodziła martwe dziecko.

Od października 1941 r. w sprawach żywieniowych polskie robotnice przymusowe zostały zrównane z kobietami niemieckimi. Jako przyszłe i karmiące matki oraz położnice otrzymywały zwykły dodatek żywieniowy w formie ½ l pełnego mleka, 125 g masła i 700 g środków odżywczych na tydzień. Owo równouprawnienie doprowadziło do protestów niemieckiego społeczeństwa. W marcu 1943 r. ciężarne Polki przestały otrzymywać dodatkowe środki żywnościowe. Nie dostawały także tak podstawowych rzeczy dla niemowląt jak butelki, ubranka czy też pieluchy. W październiku 1942 r. wielkość racji żywnościowych dla dzieci „robotników wschodnich” wynosiła ½ l mleka i 1 ½ kostek cukru. Wspomnieć należy, że we wspomnianych już „zakładach opiekuńczych dla dzieci cudzoziemskich” jedzenie było nagminnie rozkradane i gros niemowląt zmarło z niedożywienia.  

W odróżnieniu do robotnic przymusowych z krajów zachodnich, ciężarne kobiety z Polski i z Rosji nie podlegały ustawie o ochronie macierzyństwa z 1942 r., przewidującej sześć tygodni urlopu przed rozwiązaniem i sześć po nim. Oficjalnie Polkom przysługiwały dwa tygodnie wolnego przed urodzeniem dziecka, po porodzie zaś sześć tygodni. Owe regulacje nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości, niejednokrotnie bowiem pracowały one aż do rozwiązania. Aniela Makuch relacjonowała: „Ja ze względu na ciążę zachorowałam z niedożywienia i przemęczenia na anemię i nerki i baor odwiózł mnie do szpitala do Wiednia i tam leżałam 8 dni. Po szpitalu wywieźli mnie znowu do innego baora do miejscowości Tatyndorf do Józefa Wincestego i tam już byłam u niego do końca wojny do 1945 roku. Ten baor miał troje dzieci, córkę i dwóch synów. Miejscowość ta była od Wiednia 38 km, a od węgierskiej granicy było 48 km. I tak samo pracowałam na gospodarstwie w polu i w stajni i nikt na to nie zważał”. 

Wobec ciężarnych kobiet niejednokrotnie stosowano przemoc. Pod koniec listopada 1944 r. ciężarna Maria Englart z powodu choroby nie przyszła do pracy. Z tego powodu inspektor rolny w Pronstorf – Fritz von Postel pobił ją na tyle dotkliwie, że z tego powodu straciła ciążę. Po pobiciu nie była zdolna do pracy przez ponad tydzień.

Zdarzały się sytuacje, że wbrew odgórnym wytycznym polskie robotnice przymusowe zatrudniane w rolnictwie, rodziły na gospodarstwach rolnych. Część porodów odbierała niemiecka akuszerka, część robotnic kierowano zaś do zakładów położniczych. Niektórzy pracodawcy wyrażali zgodę, by kobiety wróciły na gospodarstwo wraz z noworodkami. Ze względu na ciężką, wielogodzinną pracę niejednokrotnie musiały zostawiać swe dzieci przez większość część dnia same. Pracująca na gospodarstwie rolnym w okolicach Lidzbarka Maria Libor relacjonowała: „Przyjechała akuszerka z Kiwit, odebrała dziecko jak się patrzy, wykąpała i kazała trzy dni leżeć. A gospodyni bez przerwy z tą swoją laską chodziła, pukała i narzekała, że nie ma komu robić. Na trzeci dzień nie wytrzymałam, nie mogłam już tego słuchać. Wstała, dziecko zostawiłam i poszłam do roboty”.

Urodzona 6 grudnia 1944 r. w gospodarstwie rolnym w Zittau (Saksonia) Maria Ryszewska-Witala w życiu dorosłym borykała się z licznymi problemami zdrowotnymi. Jej matka podobnie jak inne robotnice przymusowe mogła zajmować się nią jedynie nocami. Maria otrzymywała rozcieńczone wodą mleko, ziemniaki w łupinach oraz resztki zup. Okres pobytu w III Rzeszy wywarł ogromny wpływ na jej dalsze życie. W dzieciństwie była leczona w Goczłkowicach-Zdrój oraz w Pruszkowie. Mimo podejmowanych prób leczenia, do końca życia pozostała kaleką. 

Polskie, ciężarne robotnice przymusowe dotknęły ogromne represje ze strony Niemców. Wielokrotnie stosowano wobec nich przemoc i zmuszano do katorżniczej pracy. Nakazywano im pod przymusem usuwać ciąże, pozbawiano opieki nad dziećmi, wywożąc je w głąb III Rzeszy w celu zniemczenia. Gros polskich niemowląt uśmiercono w „zakładach opiekuńczych dla dzieci obcokrajowców”.

„Materiał pochodzi z serwisu DlaPolonii.pl”

Dr Karolina TRZESKOWSKA-KUBASIK

historyk, pracownik Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej, członek projektu „Terror okupacyjny na ziemiach polskich w latach 1939-1945”. Jest autorką książki „Zbrodnie okupanta niemieckiego w Lesie Wełeckim k. Buska-Zdroju”, publikacji „Ofiary terroru i działań wojennych w latach 1939-1945 z terenu Kreishauptmannschaft Busko” oraz licznych artykułów popularnonaukowych i naukowych publikowanych w prasie krajowej oraz emigracyjnej.