Zdarzało się, że skrybowie swoim przekazem poruszali świat. No w każdym razie takie mieli zamiary. Dzisiaj nie ma darmowych wejściówek. Jeśli ktoś pisze i nie musi udawać literata a z sukcesem sięga do naszych kieszeni, to już dużo. Naprawde dużo. Odnoszę wrażenie, że do mózgów już raczej nikt nie sięga. Dobieranie się do hipokampu napotyka kilka przeszkód. Czy jest po co? A jeżeli tak, czy ktoś już po to wcześniej nie sięgnął? Są nawet tacy, co twierdzą że wszyscy wiedzą o wszystkim. I to może być twierdzenie prawdziwe. W tym sensie, w jakim się wydaje…Najpewniej w sensie niedookreśloności.
Są też inne przeszkody. Do drugiego i kolejnego mózgu, sięgać można, jak się ma jakąś propozycję, ofertę, przekonanie o możliwości … No i wreszcie dochodzimy do ściany. Jak się ma kasę, to można nie tylko sięgać i wysięgać, ale i wyciągać.
Czasem zdarza się, że sprawdzamy czy ktoś napisał o tym, czego jeszcze nie wiedzieliśmy. Popycha nas do tego nadzieja.
Nadzieja nadejścia dobrej nowiny. Nawet jeżeli już wiemy, że się narodzi, to oczekujemy tego wydarzenia z pewnym niepokojem, niecierpliwością. Każdy człowiek to rozumie. Rozumie nie dlatego, że ktoś mu wytłumaczył, ale dlatego, że jego człowiecza natura ma tę wiedzę “wczytaną” w genetyczny kod. Mówi się nawet, że nie byłby człowiekiem, gdyby tego nie odczuwał.
Czasem zaś jest tak, że to co naturalne w ktorymś momencie zaskakuje nas. Bywa tak gdy uświadamiamy sobie, że my to przecież wiemy, choć nikt nas tego nie uczył. Z nadzieją jest podobnie. Nikt jej nas nie nauczał, a ona pojawia się i szepce nam nienahalnie: jestem…to Ja, Nadzieja.
Chrześcijanie od 2020 lat obchodzą Boże Narodzenie. Z nadzieją, za każdym razem z nadzieją. Na miejscu pierwszym pojawia się nadzieja na dobre zdrowie, potem pomyślność rodziny i całego narodu. I nieodłączne pragnienie pokoju. Na całym świecie. Najpobożniejsze z życzeń.
O wymiar religijny, transcendentalny martwi się już niewielu. Być może dlatego, że pewien minimalny poziom dobrobytu i bezpieczeństwa świat osiągnął w wielu dziedzinach. Tam trwogi nie ma, na codzień. Ona pojawia się okazjonalnie i wtedy następuje otrzeźwienie i nagły powrót do naturalnej nadzieji. To w wymiarze antropologiczno-psychologicznym.
Chrześcijańskie Boże Narodzenie już od lat zepchnięte jest do wymiaru tradycji, jeszcze pielęgnowanej ale nie przeżywanej. Obiło się o nie jedną parę uszu, że tak, jak ogarniamy chałupę na przybycie gości, tak na przyjście Pana trzeba przygotować siebie, rodzinę i braci mniejszych. Ale jak to zrobić? Kogo, co ustawić na pierwszym miejscu, komu przebaczyć a komu darować (urazy, długi) w dalszej kolejności?
Każdy ma wolny wybór i czasem nawet wydaje się, że dokonujemy tego wyboru. Wyboru wolnego “od” czy wolnego “do”? A może tak wolnego “jak ślepy we mgle”?
Dyskretny urok Oświecenia czy uwodzenia w Romantyźmie? Literacką poprawnością? Gdzie Renesans? Gdyby współczesnemu pisarstwu implementować “komórki macierzyste” (klasycznej/prawdziwej) Literatury, to kto wie…
Na codzień jest tak lirycznie,
sentymentalnie, gastrologicznie;
w Święta jest luz, performance, relax
Bieg rzek odwracać nam? Nie teraz!
Marcisz Bielski 12/13/2019