Dziś kowidki, czyli ewolucja pandemiczna i nowe jej rewelacje. Te co prawda stają się mniejsza frakcją niż obyczajki, to znaczy, że świat już się zakaził kowidem i teraz pora na odczyny popandemiczne w zakresie polityczno-obyczajowym. Ale młyny kowidowe wciąż mielą i podskórnie, ale się wiele dzieje. Oto przegląd najnowszych fragmentów, przypominający lapidarium Kapuścińskiego, ale można z niego wywnioskować, jak z fragmentów, części większych całości.
No i wyjaśniło się wreszcie. Po co te dyskusje, czasem gorszące kłótnie, czym jest nauka i gdzie są jej źródła? Mamy to: „Melissa Fleming, szefowa Departamentu Komunikacji Globalnej Organizacji Narodów Zjednoczonych, twierdzi, że ONZ ‘jest właścicielem nauki’ i ustala, we współpracy z Big Tech, co jest przedstawiane jako rzekoma prawda.” Wygląda to na uzurpatorski bełkot, ale chłopaki, wraz z WHO, załatwiają sobie papiery na tego rodzaju kompetencje. Wreszcie mamy to w jednym ręku, a nie żeby tam jacyś naukowcy wyklęci po stryszkach i piwnicach wymyślali swoje wynalazki. A jak się zdarzy jakiś tam Kopernik, to go upieczemy na stosie naszych korporacyjnych sądów i okrzykniemy oszołomem. Idą już wcale nie wieki średnie, ale ciemność jakaś.
Doktor Basiukiewicz pisze: „Był Pan z Pfizera. Powiedział, że ma lek na covida – Paxlovid. Za 6.000 PLN. Starają się o refundację, lek ma być tani (np. 10 PLN). Ok. 1 miliona przeziębień c19 rocznie. Każdy się leczy Paxlovidem. Do każdego NFZ dopłaca 5.990 PLN.” No trzeba przyznać, że bezczelne są i zuchwałe. Najpierw wywołali panikę, że trzeba szczepionki. Żeby ją można było wprowadzić przez tylne drzwi i szybko nie mogło być żadnego lekarstwa (choć – nielegalnie? – pałętał się po klinikach jakiś potwór remdesivir, zakazany nawet przez WHO). Jak już przyjęto szczepionkę nie w trybie awaryjnym, to ci co załatwili szczepionki nagle wprowadzili cudowny lek na covida. Po prostu przechodzili tragarze z paxlovidem i zobaczyli, że się świeci u Cessaka… Lek ma wszelkie walory – głownie wysoką cenę i patent jako nowy, choć to odgrzewany staroć z paroma dodatkami, wierzę, że nie tylko smakowymi. I tak interes się kręci. Ja bym na miejscu doktora Basiukiewicza poczekał na propozycję jakiejś wycieczki, ale wierzę, że mogło mu nie starczyć nerwów. A ilu lekarzom wystarczyło? Może jakieś pocztówki z wakacji? Chociaż.
Mamy to. Teraz już nie umierają po long-covidzie, odkąd Fauci zdradził i nie da się tego utrzymać. Teraz coś nowego – jak umierają po szczepionce, to nie wina szczepionek, ale nowej choroby „zespołu kruchości”. Jak widać poszukiwania wytłumaczeń lewą ręką przez prawe ucho – trwają. Popatrzmy się na definicję: „nazywany też zespołem słabości lub zespołem wyczerpania rezerw, jest złożonym, wielowymiarowym stanem związanym ze zmniejszeniem fizjologicznych rezerw i obniżeniem odporności na czynniki stresowe wskutek zmniejszonej wydolności wszystkich narządów i układów oraz złożonej dysregulacji.” Jak się na to patrzę, to widzę, że medycyna znajduje już wszędzie co chce, jak nie choroby, to chociaż zespoły. Zgadzam się, że mamy już tak wysoki jej poziom, że trudno znaleźć dziś człowieka zdrowego. I o to chyba chodzi, c’nie? Ale to choroba głównie ludzi starszych. Skąd więc te nagłe śmierci młodych ludzi na naglicę?
Ale poszukiwania przyczyn kowida wciąż trwają. Krótki przegląd: to Chinole, którzy wypuścili kombinowanego gada z Wuhan; to Amerykańce, co tam u nich z Faucim kombinowali i im się wymknął; to globaliści, co to im i tak egal od kogo wzięli, bo chcą zdepopulować ludzkość; to łuskowiec/nietoperz z mokrego targu w Wuhan. Wszystko to oparte na naukowych jak najbardziej podstawach. Teraz się okazało, że to przez… jenoty. Bo też tam je sprzedawali na targu. Może pomóc naukowcom i zrobić po prostu listę wszystkiego co tam na jatkach sprzedawali i tak cykać co pół roku nową rewelację? Ale co tu się dziwić kolegom naukowcom światowym, jak i u nas wystaje pupa zza krzaka. Okazało się bowiem, że nasz GIS (ten od pana byłego Pinkasa) nie zdążył zgłosić na listę chorób zakaźnych naszego hitu trzech sezonów. Co jest panowie? Kośba lata po Polsce, w tv tego pełno, ludzie się przeciwko szczepią, a tu nie ma gościa?
Przełomowe zwycięstwo prawników z grupy ICAN. Kalifornijski Sąd Najwyższy orzekł, że obowiązek szczepień był nielegalny. Ciekawe czy tylko w Kalifornii, czy – jeśli to podważało konstytucję USA – da się to rozciągnąć na cały kraj? Co wtedy się może dziać z decydentami? Zaraz dojdziemy do tego kto o tym decydował, bo – jak znam Stany – z takim kwitem w ręku i poświadczeniami chorób i zgonów w wyniku szczepień to można wycisnąć z instytucji to wciskających niezłą kasę. No, chyba, że – jak to już mamy w wielu krajach – takowe urzędniki wyciągną kwity, że przecież wszystko było dobrowolnie, bo zgodę wydał sam zaszczepiony, podpisując przedszczepienny kwit.
A co to się dzieje w Australii? No, no, no… Kiedyś przodujący w sanitaryzmie krajokontynent dostaje rachunki, ale nie wiadomo czy je spłaci ten, co je zaciągał. „Umieralność w Australii osiągnęła najwyższy poziom od II wojny światowej. Rzekomo połowa z nadmiarowych zgonów spowodowana jest covidem (w niemal całkowicie zaszczepionej populacji), a reszta głównie zawałami serca i rakami.” No tak, ci są jeszcze w epoce long-covidu. Co do drugiej części, czyli rakowców i zawałowców, odsyłam do dorobku naszego ministra Niedzielskiego. Taka konstatacja, że ponadnormatywne zgony to raki czy zawały wymaga wyjaśnienia co takiego się nagle stało, że tak wzrosły. Nasz minister (jedynka PiS w Poznaniu) znalazł już winnych – to same ofiary, które nagle w 2020 roku zaczęły się źle prowadzić. To zadziałało, a więc Wy tam na dole kuli ziemskiej – uczcie się od miszcza.
Ponieważ Australia często się myli z Austrią to zaglądniemy i tam. Jak to się świat zmienia! Kiedyś za niemanie maseczki tam, jak i wszędzie, srogie kary. Dziś Austria wprowadza przepis, że musisz mieć zaświadczenie uprawniające do noszenia maski, bo bez tego to dostaniesz… 150 euro grzywny. Tak teraz zatoczyliśmy pół koła i idziemy w drugą stronę. Tak czy siak – mandat. Trzeba więc śledzić codziennie za co tym razem.
Mamy nowego rekordzistę, ale jakoś tak skrzętnie chowanego. A przecież nie ma się czego wstydzić. Ostatni rekord długości chorowania na kowida (335 dni) został mocno pobity i wynosi już dni 505. Ja myślę, że to jest do pobicia, a myśmy niepotrzebnie przestawali testować gości po dniach 30, bo inaczej, pod zamkiem fałszywie pozytywnych testów, nie wyszło by toto z domu. To jawny dowód na kowidową ściemą opartą na testach. Nie można chorować na takiego wirusa przez taki okres. Bo albo twoje przeciwciała zwalczą gnoja, albo on ciebie. Tertium non datur. Tertium nie może trwać przez setki dni, ale maszyna losująca testów może cię wyrzucać jako chorego jak masz pecha. Rekordzista miał pecha, ale czemu się tym nie chwalić?
I znowu ten Basiukiewicz. No i jak go po sądach nie ciągać… Weźmie taki oficjalne dane sprzed pandemii, zacytuje i kłopot z głowy. I ani tu się jak zebrać w składzie lekarskiego sądu maseczkowego i go obalić i pociągnąć, ani zebrać grono naukowców, by potwierdzili, że „na ten czas” nauka mówiła coś innego. Pamiętacie jeden z aksjomatów kowidowej religii – śledzenie kontaktu? Te wszystkie apki, co sobie nada było instalować, albo i ci instalowali bez twej wiedzy i zgody, byś się nie angażował za bardzo? Otóż okazało się, że sprzed pandemii słynne WHO w żadnym wypadku, bez względu na rozmiary pandemii nie rekomendowało śledzenia kontaktów jako narzędzia oceniającego i ograniczającego transmisję. A tu przyleciał kowid, jak wiedźma na miotle, i zdmuchnął wszystkie świece epidemiologicznej nauki, która musiała (musiała?) narodzić się na nowo.
Na koniec powspominajmy czasy minione, bo to dziś wygląda na absurd, ale włos na łysej głowie staje, jak sobie człowiek uświadomi, że w tym wielu z nas było i nie wiadomo czy nie wróci, jak będzie trzeba. A więc pierwsza próbka z Italii:
I na koniec zdroworozsądkowy cytat z internetu: „Taka zagadka dla owiec. Jak to sobie wytłumaczycie, że, gdy młody człowiek ma nagle poważne problemy z sercem, to NIE WOLNO pytać go o status szczepienia, ale gdy ten sam człowiek – do niedawna – chciał wejść do restauracji (np. Der Elefant w Warszawie), to musiał mieć status wyszczepu?”
Na tym na razie żegnam się z Państwem i do następnego razu. Kowidowe życie bowiem codziennie dostarcza nowych rewelacji. Ostatnie zamki kowidowe jeszcze się bronią w oparach absurdu, ale nie liczcie, że to już po walce. Za bardzo się niektórym spodobało, zaś proroctwo, że koronawirus się skończy jak ci co mieli zarobić – zarobią jest przepowiednią nieskończonego procesu. Gdyż chciwość ludzka niezmierzona jest jak ocean, zaś droga do prawdy bardziej pokrętna niż dojście do kasy w IKEA.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.