Nie o to chodzi

Od jakiegoś czasu, wielu z nas zastanawia się o co chodzi?

Wyobraźmy sobie jest na świecie kraj, który pomimo różnych swoich wewnętrznych kłopotów, rozwija się jednak, jest którymś tam z pierwszej piątki producentem zbóż na świecie i jego perspektywy są zadziwiająco dobre. Ale co najgorsze (dla znacznie od niego większego sąsiada), jego sukcesy per capita są wręcz imponujące, nieporównywalne i godne nagrody Nobla. Czy to komuś przeszkadza?

Ależ oczywiście że nie, nie o to chodzi.

Trzeba kraj ten jakoś nazwać dla porządku, niech to będzie Translancja. Skojarzenie z przejściem od totalnego zacofania do nowoczesności, jest do tej nazwy kluczem. Przez ostatnie 30 lat, mieszkańcy tego urodzajnego pod każdym względem zakątka świata, świetnie poradzili sobie ze zrzuceniem „kultury opresji” i zastąpienie jej „kulturą przedsiębiorczości”. No może nie od razu w 100% ale w bardzo dużej części populacji. Czy to mogło komuś przeszkadzać?

Na zdrowy rozum, to nikt się tu nie przyzna do takiej zapiekłości. Pozostają poszukiwania w obszarze myślowego nieporządku – czy o to chodzi?

W Translancji podjęto pierwsze próby w nowym ekonomicznym i społecznym na tym terenie systemie narodowej konsolidacji kulturowej i mobilizacji ekonomicznej. W Anglii mówią po angielsku, we Francji po francusku, etc. etc. nikt na świecie nie ma z tym problemu. Atoli kiedy w Translancji językiem urzędowym ogłoszono używany przez miejscową ludność, u wielkiego ościennika wywołało to nie tylko burzę ale uznano to za zamach na kulturową identyfikację – tylko nie wiadomo kogo?

Wygląda to tak, jakby do Anglii zjechali nagle amerykańscy osadnicy i zarządzali od miejscowych zmiany akcentu na amerykański – mniej więcej. Powodem tego żądania, mogłoby być na przykład kolejne lądowanie Jankesów na Księżycu. Historia zna nie mniej ważne powody wojen, wobec czego trudno z góry zakładać, że jeden powód może być mniej ważny od innego, zwłaszcza jeżeli ktoś bardzo potrzebuje wojennego nieporządku do zrobienia zupełnie nowego.

Jesteśmy blisko – tego o co chodzi, czy trzeba więcej, bardziej łopatologicznie?

Jakoś tak pod koniec XX wieku, świat opanowała niczym nie mącona euforia polegająca na założeniu, że świat może obyć się bez wojen, konkurencja ekonomiczna i technologiczna pokaże który system / kraj rozwija się bardziej, lepiej, sprawniej. A wszelkie spory można przecież rozstrzygać na drodze uzgodnienia poglądów, bez dotykania przesądów. Status Quo granic państw jest z tego samego założenia dobrem niezbywalnym i niewzruszalnym.

O ile można z biedą przyjąć, że tak sformułowane pobożne życzenie raczej niż polityczne założenie przetrwa próbę czasu, oraz utrzymane zostanie przez zainteresowane utrzymaniem pokoju państwa uczestniczące, o tyle w praktyce okazało się to iluzją. XX wieczne założenia, nie uwzględniały bowiem realności zasadniczej: każde nawet najmniejsze mocarstwo nie tylko nie ma monopolu na przetrwanie ale co gorsza ma wszelkie szanse na kolaps pod własnym ciężarem z powodu własnej nieudolności – to w skrócie.

Pod koniec lat 80 tych ub. wieku kolaps taki w istocie wystąpił w dużym kraju Euroazjatyckim, co zaowocowało odsłoną dużej liczby państw ościennych, które nagle realizować zaczęły swoją niepodległość. Kolaps ten nie został jednak dokonany, a przeciwnie, przy pomocy amerykańskich podatników, kolaps ten został zatrzymany. Podmiot ten jak się wydaje o dużym znaczeniu międzynarodowym przetrwał więc i otrzymał swoją kolejną szansę na rozwój wg zasad ekonomi znanych powszechnie.

Czy szansa ta została wykorzystana? Odpowiedź jest następująca: częściowo tak. To znaczy tam, gdzie mechanizm konkurencji wprowadzono a państwo nie chciało przeszkadzać. Mechanizm ten nie został w ogóle wprowadzony w administracji, w wojsku, w nauce etc. W rezultacie w 32 roku od rozpoczęcia pierwszego kolapsu, mamy rzadką możliwość studiowania części drugiej tego samego.

Pokolenie z którym wyrastałem, przyzwyczaiło się do pokoju, do tego, że nie trzeba stresować się ustawicznym zagrożeniem życia własnego i rodziny. Pokój spowszechniał. Wiedza o wojnie uleciała.

Tymczasem próba ucieczki do przodu z powodu nieuniknionego kolapsu o dużych rozmiarach w Eurazji, zbiegła się z nadprodukcją zupełnie czego innego i całkowicie gdzie indziej. Strony konfliktu, liczą na to, że się w ten sposób uda uciec od problemu. Każda ze stron boryka się z własnym, oryginalnym problemem. Jedyne co je łączy to właśnie sposób wyjścia.

Ale my przecież wiemy, że nie o to chodzi.

Marcisz Bielski, USA, 7/10/2022