Muzyka towarzyszyła jej przez całe życie
Pani Ewa Retelewska, mieszka w województwie mazowieckim, a jej pasją życiową jest muzyka i śpiew. Śpiewa ona w chórze „Canto”, z którym występowała na wielu scenach całego kraju. Chcieliśmy naszym Czytelnikom przedstawię tę wyjątkową postać.
Od kiedy Pani zaczęła śpiewać ?
Muzyka towarzyszyła mi odkąd pamiętam. Pierwsze występy odbywały się w przedszkolu, potem w szkole podstawowej. Śpiewałam wówczas w chórze szkolnym oraz jako solistka na różnych akademiach. Warto jest też podkreślić, że występowałam na konkursach piosenki radzieckiej, organizowanych w Zielonej Górze. W czasach liceum i studium nauczycielskiego, współpracowałam z Domem Kultury w Przysusze, gdzie występowałam w kabarecie, zespole rockowym, a także w estradzie. Współpracę zakończyło moje zamążpójście. Na świat kolejno przychodzili moi czterej synowie, więc śpiewałam im kołysanki.
Co nastąpiło gdy spotkała pani swojego dawnego nauczyciela muzyki ?
Gdy spotkałam na ulicy mojego dawnego nauczyciela muzyki pana Jerzego Mazurka opowiadał mi, że założył chór nauczycielski i namówił mnie bym przyszła na próbę. Był to rok 1993, zatem przyszłam na ostatnią próbę tego chóru przed wakacjami i zostałam w nim na bez mała 30 lat. Dodam, że miałam wtedy 28 lat.
Chór powstał w październiku 1992 roku i miał już za sobą pierwszy ważniejszy koncert. Był to koncert kolęd, który odbył się w styczniu 1993 roku, w Muzeum Oskara Kolberga w Przysusze. Próby chóru odbywały się ( i odbywają się nadal) w każdą środę od godziny 17.00 do 20.00, zatem jest to dla mnie wyczekiwany czas, gdzie naprawdę się spełniam.
Czy zaistnieliście już medialnie ?
O historii naszego chóru, powstało kilka folderów i kilka prac magisterskich. Nasz 40 osobowy nauczycielski chór mieszany, w małym, liczącym trochę ponad 5000 mieszkańców miasteczku, był i jest swoistym ewenementem. Chór jest cudowny. Mieliśmy zawsze przepełnionych pasją dyrygentów, którzy tworzyli cudowne opracowania z przepiękną harmonią dźwięków. Niektóre z nich, takie jak np. „My Cyganie” czy „Niech żyje bal”, to prawdziwe perły. Od zawsze stanowimy jedną chóralną rodzinę. Śpiewały w nim małżeństwa ( śpiewałam w nim również ze swoim mężem ), rodzice i dzieci … przyjaciele… Każdy z nas przez cały tydzień czekał na czas naszej próby w środę, żeby móc znowu się spotkać i razem zaśpiewać, ale też porozmawiać i pożartować.
A czy były wspólne wyjazdy waszego chóru ?
Oczywiście. Cudowne były nasze wspólne wyjazdy i wycieczki. Tańczyliśmy i śpiewaliśmy w autobusie i na parkingach podczas postojów. Zawsze mieliśmy ze sobą akordeon i jakieś instrumenty perkusyjne, gitarę i kilku grających chórzystów, bo chociaż chór „CANTO” jest chórem amatorskim, to śpiewa w nim kilku grających nauczycieli muzyki. Szczególnym świętem w zespole był zawsze „Dzień Kobiet” i „Dzień Chłopaka”. Organizowaliśmy wtedy sobie nawzajem występy. Panowie na Dzień Kobiet a Panie na Dzień Chłopaka i prześcigaliśmy się w pomysłach na fajną piosenkę na tę okoliczność. Zawsze potrafiliśmy się wspierać w chwilach trudnych, a także w tych radosnych, kiedy na przykład członkowie chóru lub ich dzieci stawały na ślubnym kobiercu.
A gdy przyszedł rok 1995….?
Wtedy to urodziłam córkę (moje piąte dziecko). Ponieważ urodziła się ona w połowie czerwca, a w okresie wakacji chór miał przerwę, to i ja nabierałam sił do kolejnych występów. Ale wróciłam do pracy chóralnej, tuż po wakacjach. W październiku pojechałam na przegląd chórów do Krosna. Było nas tam dwie matki karmiące z naszego Chóru „CANTO”, ale oczywiście dałyśmy radę. Gdy musiałam uzupełnić wykształcenie, postanowiłam zawiesić swoją muzyczną działalność. Ale moje dzieci……grały w młodzieżowej orkiestrze dętej, a jeden mój syn tańczył i śpiewał w zespole ludowym. Z czasem moi chłopcy mieli swoje zespoły rockowe. Bywało też i tak, że cała piątka moich pociech, brała udział w różnych koncertach i muzycznych przedsięwzięciach. A ja i mój mąż z widowni ze łzami wzruszenia nie raz obserwowaliśmy ich poczynania. Czasem udawało się wspólnie koncertować. Chcę nadmienić, iż dwoje naszych dzieci to wykształceni muzycy, z czego jestem bardzo dumna.
Podobno muzyka jest pewnego rodzaju poezją w naszym życiu, czy to prawda ?
Tak właśnie. Warto jest mieć pasje i je rozwijać. Człowiek wolniej się wtedy starzeje, a życie jest pełniejsze i bogatsze. A ten czas przeszły, no cóż, szalejąca od dwóch lat pandemia ale i inne koleje losu, nadwątliły mocno nasz stan osobowy. Jednak próby znowu odbywają się co środę, a zespół wzbogaca się o nowe, młodsze głosy, więc choć „czasem pod wiatr, to i tak nie dajemy się”.
Bardzo dziękuje za rozmowę.
Z Ewą Retelewską rozmawiała Ewa Michałowska- Walkiewicz