interpretacje i aranżacje koncertu międzynarodowego projektu pod przewodnictwem Krzysztofa Kobylińskiego, który zdobył zasłużone owacje na stojąco i wielokrotnie bisował. http://www.myspace.com/krzysztofkobylinski
W składzie, oprócz lidera, kompozytora, aranżera (POL – pno, vocoder) wystąpili: znany już publiczności festiwalowej z koncertu inauguracyjnego, niesamowity gitarzysta izraelski Dima Gorelik, osiadły właśnie w naszym kraju po dwunastu latach nauki w klasach mistrzowskich w Tel Aviwie. http://www.myspace.com/dimagorelik
Vladiswar Nadishana z dalekiej, dzikiej Syberii, pokonujący tam dwunastokilometrową odległość do najbliższego kiosku, wyposażony w iście czarodziejskie instrumentarium etniczne, którego przeznaczenia czasami trudno się było domyślić.
Reut Rivka Shabi
Tom Dayan (ISR – dr) absolwent wydziału kompozycji klasycznej na Uniwersytecie w Jerozolimie, tu w zupełnie nieklasycznym repertuarze oraz młoda, piękna, drobniutka wokalistka o anielskim głosie w nieprawdopodobnej skali, szkolonym do śpiewu operowego, Reut Rivka Shabi (HOL/ISR – voc), reprezentantka Holandii na tegorocznym EXPO w Szanghaju. Warto bliżej przyjrzeć się zespołowi tak wielokulturowemu, zróżnicowanemu zarówno pod względem wieku jak i odebranego wykształcenia, który zaczarował gliwickich słuchaczy.
Cisza… Fascynujące dźwięki drumli, siedzącego po turecku na scenie Nadishany, przechodzą płynnie w czysty do bólu głos Reut Rivki budując nastrój intra do utworu „New York”, znanego z krążka zespołu pod tytułem „Intro” właśnie. Przy słowach „she is dancing” nie tylko wokalistka, ale i publiczność zdaje się już rytmicznie falować, a to dopiero początek. Vlad Nadishana, w stroju podkreślającym region swojego pochodzenia, przenosi niezauważalnie dźwięki
z drumli na inne instrumenty, jak oud, czy też długi duduk i liczne przeszkadzajki, aby Krzysztof Kobyliński w wielotaktowym, nastrojowym solo mógł nawiązać radosny, przesycony rytmem dialog z perkusistą. To dialog nie tylko dźwiękowy, ale cały body language znaków i sygnałów. Sala reaguje zasłużoną owacją, a w dyskurs przechodzą Dima z Rivką, „zapatrzeni w siebie, w siebie zasłuchani”. Dima kontynuuje pieszczenie gitarowych strun z zaskakującą sprawnością, szybkością i w nieprawdopodobnych podziałach rytmicznych, przenosząc siebie i słuchaczy w odległą krainę marzeń, wywołując melodyczne klimaty swojego dzieciństwa.
Pomysłodawca słynnego Boom Jazzu i autor programu tegorocznego „Palm Jazz Festival”, lider Reanimation Orchestra i Formuła Street, kompozytor muzyki filmowej, niestrudzony promotor młodych talentów i swoisty „mikser kultur”, Krzysztof Kobyliński, po kilkuletniej przerwie przeznaczonej na wzbogacające kreatywność podróże, prezentuje się nam jako artysta dojrzały, świadomy wartości swojej muzyki, ale też głodny muzycznych nowości i ciągle poszukujący nowatorskich rozwiązań artystycznych, tutaj jako kompozytor całego programu, lider, pianista i wokalista. Jego vocoder „wtrąca się” jak radosny gaduła do solówek i tutti, wzbogacając harmonię utworów i podkreślając skomplikowane podziały metryczne, a także rozgrzewając atmosferę na scenie i poza nią. Oniemiała publiczność widzi nagle Vlada palącego nargile… To nie one jednak, a instrument własnej konstrukcji, dający równie niesamowite odczucia, choć sięgające po inne zmysły, niż indyjski pierwowzór używany w tradycyjny sposób.
Burzliwe oklaski, wiwaty i prośby o bisy zmuszają zmęczonego trudami organizacyjnymi Krzysztofa Kobylińskiego do ponownego zaproszenia na scenę całego zespołu. Tym razem lider zasiada za fortepianem Petroff i prezentuje się nam w śpiewnej, niemal klasycznej kompozycji mollowej, kołysząc do snu czteroletniego konesera, siedzącego z rodzicami w pierwszym rzędzie.
Koncert, przy pełnej widowni, przeciąga się do późnych godzin nocnych. Sala nagradza każdego z muzyków osobnymi okrzykami zachwytu, szczególnie wyróżniając głos Rivki Shabi zwanej od teraz „Angel!”. Więc jeszcze jeden bis: Rivka z klawiszem w kompozycji Krzysztofa Kobylińskiego „When I fall in love” do własnych słów i ponownie cały skład.
Nietuzinkowość występu, wpisana z mistrzostwem w formułę festiwalu odebrana została zasłużenie jako jego punkt kulminacyjny.
Trilok Gurtu mistrz perkusji
Poprzeczka postawiona bardzo wysoko przez poprzedni koncert tego wieczoru, solo Triloka Gurtu, światowej sławy mistrza perkusji, nie została ani na milimetr obniżona, a następnym wykonawcom naprawdę trudno było tę wysokość utrzymać. http://www.youtube.com/watch?v=KMzYBxikwq8
Warto było uczestniczyć w tak niezapomnianym przeżyciu.
Koncertu wysłuchała Grażyna Studzińska-Cavour
Autorka tekstu w rozmowie z Trilokiem Gurtu
Zdjęcia: Grażyna Studzińska-Cavour