pl.wikipedia.org
Jest z tym pewien kłopot tak semantyczny, jak praktyczny. Na początku trzeba pogodzić się z istnieniem zbiorowości oraz faktem, że zbiorowości tej należy zapewnić bezpieczeństwo. Wiążą się z tym koszty i do dziś nie wymyślono tu niczego, co mogłoby te koszty pokryć a społeczeństwa nie obciążać. Można je w pewnym stopniu kontrolować i ograniczać, jednak na koniec i tak trzeba pokryć stosowny rachunek.
A zatem dotykamy finansów publicznych? Niech Pan Bóg broni, tylko nie to. Kto za to zapłaci, o tym decyduje parlament. Cała zatem rozgrywka polegać ma na tym na co wydać więcej, co zignorować, na co jeszcze mniej a na co udawać , że się to w ogóle robi. Czyli: „aby było tak jak było” – a głupi Rzymianie, opowiadali, że to „nihil novi sub sole”. A przecież wszyscy wiedzą, że słońce, nic z tym wspólnego nie ma.
Kiedy zatem zagłębiamy się w „buty publicznego interesu”, dla bardziej spostrzegawczych, jasne staje się, że zaczynają się schody specjalizacji, na dodatek w wielu różnych dziedzinach, co do których, nie wystarcza najczęściej powszechna dostępność wiedzy. To coś jak wiedza lekarska (nie dla każdego, to pewne), czy prawnicza (obok specjalizacji, doświadczenia i rozległej wiedzy – coś w rodzaju talentu – wyobraźnia, fantazja i pragmatyka etapu). Nie ma się co czarować, ostrożność procesowa w takim przypadku, to zdecydowanie za mało.
Co zatem czyni współczesna demokracja (znająca przecież szczegóły różnych „rozwiązań”): eksploatuje temat do spodu, tak jak każdy interes publiczny (patrz wyżej, zobacz mniej). To, że przy tym stosuje znane zasady pisania artykułów prasowych, nie ulega żadnej wątpliwości. To że szklanka do połowy pusta, nie oznacza przecież, że czegoś w niej nie ma.
www.kuku.pl
Wody na młyn, żarna prawa mielą
publiczny w tym interes
aby nie było żadnych wątpliwości
potrzebny przy tym dęty rwetest.
Marcisz Bielski GH/USA 11/23/2023