A.M: Skąd wziął się pomysł prowadzenia szkół języka angielskiego w Peru?
A.P: W 2004 roku stwierdziłem, że zarówno my Polacy, odkrywcy Kanionu jak i miejscowa ludność Collagua i Cabana jesteśmy marginalizowani przez wkraczający coraz śmielej do Doliny Colca wielki biznes: hotele, restauracje, baseny kąpielowe, eleganckie autobusy itp.
O Polakach którzy odkryli Kanion Colca już nikt poza Indianami nie pamietał, a oni sami mogli wykonywać tylko i wyłącznie najmniej płatne, proste prace przy obsłudze turystów gdyż nie mogli się z nimi porozumieć.
Na dodatek sąsiedni kanion Cotahuasi zaczął agresywną propagandę, dowodząc, że jest głębszy niż Colca, i to bez wykonania jednego pomiaru głębokości!
Mieszkancy Colca „spuścili nosy”, atmosfera nie była najciekawsza. Zbuntowałem się, zebrałem siedmioro asystentów i pojechaliśmy do stolicy Colca miasteczka Chivay aby uczyć angielskiego, jezyka uniwersalnego we współczesnym świecie. Powiedziałem miejscowym, że nie chcemy niczego w ich życiu zmieniać, tylko dać im narzędzie powszechnej komunikacji.
My mamy jezyk polski, oni kechua, więc będziemy komunikować się po angielsku. Nikt nam nie uwierzył. Przez trzy dni nie przysłano mi dzieci do klasy. Ale trwaliśmy w przekonaniu, że walczymy o ważną sprawę. Po miesiącu wręczyliśmy pierwszych 65 dyplomów. Uwierzyli w nas i burmistrz i jego radni, uwierzyła młodzież.
Gdy powróciłem z inną grupą asystentów na specjalnej sesji Rady Prowincji 14 lipca 2005 roku, przedłużono „Aleje Polonia” od mostu Inków do basenów termicznych La Calera.
Powstała najdłuższa ulica w calej Colce – ma 3,400 m długości, czyli prawie tyle co głębokość Kanionu. Setki Polaków fotografują się na tej aleji pod tablicami, które przywieźliśmy w plecakach z Chicago.