W każdej dawnej kuchni polskiej, znajdował się na jej środku kredens ze schowanymi tam smakołykami. Zaś z jej boku, prowadziły drzwi do spiżarni, w której przechowywano produkty żywnościowe, by w jej zimnym wnętrzu przedłużyć ich przydatność do spożycia.
Przeważnie na parterze
W większości znanych nam domów, kuchnia znajdowała się na parterze. Umieszczano ją też często w oddzielnym budynku czy oficynie, skąd służba przynosiła posiłki do dworskiej jadalni. Jednak takie rozwiązanie było uciążliwe, gdy była niepogoda lub śnieżna zamieć. Zatem, w tej materii próbowano wprowadzić pewne udogodnienie w postaci podziemnego tunelu czy też oszklonej galeryjki, łączącej budynek kuchenny z dworem. Często się wtedy też zdarzało, że służba zakradała się do wspomnianego tunelu, by tam zakosztować bezkarnie specjałów kuchennych, ponieważ państwo nigdy tam nie wchodziło. W Suchedniowie, pod koniec osiemnastego stulecia, znana była historia Jagódki Daltyniaczki, która to będąc panną podkuchenną u tamtejszego państwa, w tunelu prowadzącym od kuchni do pańskiej jadalni, spożywała ogromne ilości kradzionych rarytasów. Lecz wyczaił jej postępek woźnica Bolek Hydrant i powiedział jej, że państwu nie doniesie o tym niecnym procederze, gdy tylko Jagódka podzieli się swoimi wdziękami z nim właśnie. Co się zatem działo we wspomnianym tunelu możemy się tylko domyśleć, ale od tego momentu nosił on nazwę „tunelu miłości’.
Gdy uwłaszczono chłopów
Sytuacja zmieniła się wraz z uwłaszczeniem chłopów, kiedy to nastąpiła redukcja zatrudnionych panien w dworach. Wtedy to najczęściej umieszczano kuchnię w skrzydle lub suterenie dworu. Tam właśnie przygotowywano posiłki gorące, a te do ususzenia jak ryby, kiełbasy czy też wieprzowinę, wieszano na hakach w spiżarni, w której była zawsze niska temperatura. Jak nie trudno się domyśleć, do spiżarni chowano pokarmy chroniąc je przed buchającym z pieców gorącem, a także przed przykrymi zapachami i kręcącymi się w lecie muchami. Gdy w kuchni robiono przetwory na zimę czy oprawiano też upolowaną dziczyznę, część wspomnianych pokarmów nadających się do szybkiego spożycia umieszczano w kuchennym kredensie, zaś większą część zamykano w spiżarniach. W świętokrzyskim Rudniku, znana była historia wścibskiej Hanki, którą dziś nazwalibyśmy okolicznym monitoringiem. Podglądała ona sąsiadów co robią, z kim się spotykają, a nawet co jedzą. Chodziła ona do domów swoich koleżanek i nie zważając na to, że robi komuś krzywdę, doradzała im jak mają prowadzić swoje dalsze życie. Pewnego razu przyszła ona do swojej koleżanki Jolanty i zakradłszy się pod kuchenne schody czekała na gospodynię, by podglądać ją jak szykuje kolację. Nie spodziewała się Hanka, że Jolanta w tym czasie gości Mirka Lebiegę z Lublina. Ten człowiek o zajęczej duszy, który bał się wszystkich i wszystkiego, gdy zobaczył Hankę pod schodami, myślał że to wilkołak z pobliskiego lasu, wziął zatem krzywy tłuk do kartofli i tak zaczął nim wywijać, że zestrachana Hanka wpadła do spiżarni, gdzie wisiało mnóstwo naczosnkowanych kiełbas. Mirek nie przyznał się przed Jolantą co zrobił, tak więc Hanka, która też się strachu najadła siedziała tam aż trzy dni i trzy noce, jedząc pocichutku te pachnące czosnkiem wędliny. Gdy do spiżarni przypadkiem zajrzała córka Jolanty Marta Ludwika Rozalia, Hanka niczym zwierz dziki wypadła ze spiżarni udając się szybko do domu. Rzuciła się ona swojemu mężowi na szyję i poczęła go całować. Ten jednak ją odrzucił, bo czosnek z jej ust obrzydzał szczere chęci męża Hanki. Od tej pory Hanka nosiła przydomek Czosnkowej Lady.
Gdzie trzymać zastawę stołową….
Kuchnia często była pomieszczeniem służącym do przechowywania zastawy stołowej, ale także tutaj nastawiano samowar, szykowano śniadania i podawano na zimno potrawy. Tutaj także przed podaniem na stół potraw obiadowych, podgrzewano je na specjalnych fajerach. Przynoszono zatem zimne dania ze spiżarni i ustawiano na paleniskach kuchennych. A trzeba wiedzieć iż w dawnej Polsce centralnym punktem kuchni było palenisko oraz specjalny piec do wypieku chleba. Na początku XIX wieku powszechne były paleniska otwarte, czyli takie lepione z gliny lub murowane z szamotowej cegły. Bezpośrednio na takiej nalepie rozpalano ogień, do którego przystawiano bokiem gliniane naczynia lub też je umieszczano nad nim, zawieszając na łańcuchu lub stawiano je na specjalnych, metalowych podstawkach tzw. denarkach czy dreifusach. Obowiązkowym elementem takiego paleniska był rożen obracany za pomocą korby. W dawnych wiekach państwo zatrudniało do obracania wspomnianą korbą kuchcików, czyli bardzo młodych chłopców. Zdarzało się i tak, że do obracania rożnem zatrudniano psy przywiązywane do specjalnego kieratu. W Suchedniowie znana była pewna pani Łakomczanka, która zatrudniona była w domostwie państwa Abramowiczów jako panna spiżarniana. Ona to układała w spiżarni peklowane słoniną mięsa i zawieszała na hakach wędzone kiełbasy. Do rozpalania ognia w kuchni zatrudniony była Zbyszek Odważniak, któremu to spodobała się panna Łakomczanka. Jak ją razu pewnego ułapił we wspomnianej spiżarni, a że spiżarnia była blisko pieca kuchennego nie zauważył pan Zbigniew jak podczas miłosnych uniesień z Łakomczanką portki mu się zapaliły. Wyleciał on w te pędy z domu i darł się w niebogłosy, że te ognie na jego ubraniu to przez te głupie w spiżarni amory…
Pani Paulina Szeląg z Krakowa, zaprosiła naszą Redakcję do swojej spiżarni, w której znajdował się wielki kredens wypełniony po brzegi konfiturami. Zatem Polish News miał okazję posmakować zarówno powideł śliwkowych, jak też i pysznych dżemów miodowo – grejfrutowych, których mistrzynią w ich wykonaniu jest pani Paulina. Dziękujemy…..
Ewa Michałowska- Walkiewicz