Kłopoty z jemiołą
Faktem dosyć powszechnie znanym jest posiadanie przez zwierzynę łowną jakiegoś specjalnego wyczucia niebezpieczeństwa, jakiejś specjalnej wrażliwości, zwanej szóstym zmysłem. Pomaga jej w zachowaniu życia, a myśliwemu utrudnia zadanie zdobycia trofeów. I tak jak wszystkie inne kwestie w przyrodzie – ten fakt ma także dwojaką naturę – z jednej strony pomaga zwierzęciu, ale z drugiej przeszkadza w łowach myśliwemu.
Mędrcy dawno juz doszli do wniosku, że każdy kij ma dwa końce, i że każdy medal ma swą odwrotną stronę. Ale większość z nas koncentruje się tylko na tym końcu kija, który trzymamy w ręku i na stronie medalu zwróconej twarzą ku nam. Bardzo ludzkie jest takie jednostronne rozwiązanie sprawy. Pod tym wzglądem i ja nie jestem wyjątkiem. Często nie widzę – ba! nie rozglądam się nawet za tym drugim kocem kija. Dość mam kłopotu z utrzymaniem mojego końca w ręku, z osiągnięciem własnych celów, czy też własnych zamierzeń.
Podobnie rzecz się miała z jemiołą. Ile razy zobaczyłem ten krzak, tyle razy jeżyły mi się włosy na głowie, a po plecach przebiegały jakieś zimne dreszcze. Zadzierałem wtedy przysłowiowy ogon i dawalem drapaka, aby jak najdalej znaleźć się od tej niebezpiecznej i zagrażającej mej wolności sytuacji. Był to chyba jakiś odruch warunkowy, wyrobiony w ciągu średnio długiego żywota, pełnego zasadzek, pułapek i niepowodzeń.