Dystrofia, dyspersja, dyskonekcja, dysforia, dyskomfort

Wyrazy te są pochodzenia łacińskiego. Przedrostek dys- oznacza mniej więcej, że część wskazana w dalszej części zawierającego tę konstrukcję złożenia, rozłącza rdzeń od jego podstawowego znaczenia, oddziela lub przeciwstawienia się znaczeniu zasadniczemu.

Dyskomfort – jest zaprzeczeniem komfortu

dyspersja – oznacza rozbicie, rozdrobnienie

dyskonekcja – rozłączenie

dystrofia – oddzielenie, pozbawienie trofeum

dysforia – pozbawienie pozy i/lub odrzucenie pozy

destrofia – zniszczyć

Powyższe przykłady dość dobrze ilustrują funkcję, zawierającą przedrostek dys-.

W psychologi znane są szeroko opisywane różne przypadłości ludzkich upodobań (favors), lęków (fobia), niecheci (gravate), skłonności (tendentia), etc. Niektóre dotyczą smaku (w sensie w jakim odróżnia je podniebienie), niektóre w sensie jakim pojmuje je sztuka, jeszcze inni używają tego określenia dla podkreślenia wagi opinii w jedną lub drugą stronę.

Z przyczyn przede wszystkim merkantylnych, w ciągu ubiegłych lat 70-ciu a może nawet 110-ciu, rośnie znaczenie i nasila to wykorzystywanie głębszego rozpoznania ludzkiej natury tam, gdzie zainteresowanie można wzbudzić stosunkowo nie tylko najłatwiej ale i najczęściej.

Popularnością cieszy się sex w sensie towaru oraz w sensie środka, czytaj sposobu do promocji przy pomocy takiego narzędzia, także innych towarów i usług. Cokolwiek da się sprzedać, wystarczy opatrzyć seksownie . . . od samochodów po kosmetyki, od samolotów bojowych po piwo w puszkach. Oczywiście może tu następować pewien konflikt interesów w obszarze smaku, imponderabiliów kulturowych, religijnych a nawet doktrynalnych (podpartych przepisami prawa) jak i szeregiem innych nie wymienionych jeszcze.

Promocja sprzedaży napotyka niekiedy na bariery trudne do przełamania tradycyjnymi metodami. Badania socjologiczne dostarczają kopalni danych na co oddziaływać skutecznie, czego, jak i gdzie atakować nie można lub skutek będzie odwrotny do zamierzonego, etc. Obszar w którym „pracuje” promocja podparta seksualnymi skojarzeniami, ma charakter uniwersalny (każdy człowiek jest podatny), nie wymaga do tego znajomości języków obcych, ani praktycznie żadnego wykształcenia. Wręcz przeciwnie osoby z nieco lepszym ogarnięciem wiedzy, kupują raczej seks lepiej opakowany a więc trzeba się tu bardziej wysilać. Jak każdy towar sex ma tę wadę, że się opatrzy i jego „siła” porywająca w takim „standardowym” wydaniu traci swoją skuteczność. Pójście „dalej” (na całość) wymaga jednak pokonania barier prawnych a nie tylko „głupiego oporu tradycjonalistów”.

Jak twierdzą wytrawni sprzedawcy, którzy niejeden „produkt” wprowadzili na rynek, sprzedać można każdy towar. Oczywiście trzeba w to najpierw zainwestować, ale przecież to się zwróci wielokrotnie.

Potwierdzeniem tej mantry, jest sukces „sprzedaży marihuany”. Jeszcze nie doszliśmy wprawdzie do ściany, ale przecież jesteśmy i na kursie i na ścieżce a ponadto prowadzą nas najznakomitsi fachowcy.

Dysforia, kiedy to ostatecznie zgodzono się na przyjęcie tej kolejnej pozy jako „odpowiedzialną” za ludzką postawę wobec seksualnych wyczynów ludzkości, będzie być może przez jakiś czas obiektem medialnych niepokojów. Ciekawe, że nie podano przy tym nazw innych propozycji, jakie przecież musiały się pojawić w panelach dyskusyjnych. Pozwolę sobie na kilka nieuprawnionych przykładów:

– dysprudencja – to jakby odrzucenie roztropności

dystendecja – to jakby rozziew skłonności

dyssequencja – to jakby rozstanie z porządkiem (dysorder)

dyskrecja – no tego to raczej nie ma w tym związku

dysquestja – to jakby poniechanie pytań (o cokolwiek)

dysforia – a jednak, to nieznośne przyjmowanie pozy, poprzez odrzucenie tej niepotrzebnej w danych okolicznościach pewnie; i wszystko jasne.

Dysforia jest niewątpliwie owocem mowy i mody na poprawność. Pojemność, elastyczność, świeży powiew i ten nieznośny ucisk bytu. A wszystko to razem w jednym stosunkowo prostym a przy tym nie budzącym kontrowersji natury estetycznej wyrazie. No w każdym razie na obecnym etapie rozwoju i zastosowań.

Rozwoju czego? Języka człowieku ubogi wyobraźnią. Język należy rozwijać i dostosowywać do nowych wyzwań epoki, gwałtownego przyspieszenia ludzkiej inżynierii (inżynierii psychologi stosowanej). Inżynierii przekształcającej ludzką naturę, kształtującą jej potrzeby, poglądy, skłonności a także podatność na promocję będącą dźwignią przemysłowej odmiany masowej sprzedaży.

Nic dziwnego że ustalenie dysforii w sensie naukowo zdefiniowanego fenomenu, identyfikuje nie tylko szeroki adres zapotrzebowań ale uzupełnia całkowicie nieuprawnioną lukę administracyjno-prawną w obszarze samego równoprawnego dostępu ludzi do niej. Jeśli nawet nie dzieje się tak automatycznie, to tak się to stanie, jako oczywista konsekwencja podążania w tym samym kierunku: bycia szczęśliwym. Prawo decydowania o tym „kim jestem” jest właśnie takim gwarantem swobodnego wyboru.

Czy warto w tej sytuacji pytać „a jak było kiedyś”? Nie nie warto, ale odpowiedzieć można (jeszcze).

Kiedyś wszystko było bardzo proste: płeć i to do czego służyła było określone i zarezerwowane dla małżeństw (wg definicji ówczesnej, małżeństwo = kobieta + mężczyzna) a do tego dzieci postrzegano tak, jak dzisiaj wygraną w totolotka (wówczas nazywało się to darem niebios). No dobrze ale natura płata figle i nie każda/każdy nadaje się do takiego modelu. To prawda ale wtedy, dawno temu, poradzono sobie w ten sposób, że wszystko to co odstaje od takiego standardu (w opisie współczesnej ekspresji fenomenu), kwalifikowano jako odchylenie, zboczenie wykolejenie a nawet degradację (zepsucie). Jeszcze dzisiaj udaje się takie przypadki leczyć i to wcale nie operacyjnie ani farmakologicznie.

Czas jednak, jak tego dowodzi doświadczenie, nie ma skłonności do cofania się. Na osi czasu, cokolwiek się dzieje, przesuwa się ciągle w jedną i tę samą stronę: stronę postępu. Natury upływu czasu, jak dotychczas nie udało się ani spowolnić ani powstrzymać, stąd ten ustawiczny postęp. Mało tego, w każdym pokoleniu pojawiają się osobnicy, którzy ów „progres” starają się przyspieszyć. Nie z czasem takie numery, tym niemniej próby takie dzieją się ustawicznie a także zupełnie bezowocnie (jedynie ofiar przybywa).

Czy dysforii będzie nam przybywać czy przeciwnie, tego jeszcze nie wiemy. Z dawniej zarejestrowanych doświadczeń wiemy, że wszystkie większe wojenne kataklizmy dziejowe, przyspieszają bardzo często nie tyle rozwój co gwałtowne kurczenie się różnych pomysłów. Ponadto, co zauważono dość już dawno temu, nawet w zupełnie heteroseksualnych związkach, lepiej materialnie sytuowanych rodzin dzietność gwałtownie spada a demografia wobec takiej oczywistości również. Już obecnie wymienia się w tym kontekście liczne kraje o kurczącej się gwałtownie lub wyraźnie liczbie ludności. Jak zmiany demograficzne przyczyniają się do rozwoju kraju, niech posłuży przykład bezkresnie wydawałoby się licznych Chin; już dzisiaj pojawiają się pierwsze symptomy (zagrożenia ekonomii), będące owocem spadku urodzeń – skutek polityki jednego dziecka.

Dysforia, choć byśmy byli nie wiem jak szczęśliwi z powodu odkrycia fenomenu, nie jest lekarstwem ani środkiem do czegokolwiek. Z samego określenia niewiele właściwie wynika. Osobnicy wszelkiej maści kwalifikujący swoje skłonności do kategorii dysforycznej lub, co na jedno wychodzi, nie potrafiący siebie określić w tej materii, też bardziej ani mniej szczęśliwi z tego powodu nie są i nie będą.

Z jakim zatem właściwie zjawiskiem mamy tu do czynienia?

Jak wszędzie tak i w nauce, mamy zwykłych wyrobników, badaczy, ludzi inteligentnych oraz jednostki wybitne. Odkrycia na miarę dysforii, odbywają się właściwie codzień. Niektóre są wybitne (odkrycie prawa ciążenia i konsekwencje) inne już niekoniecznie, choć może nawet potrzebne dla celów choćby powszechnej komunikacji. Wszystkim tym, którzy bez dysforii obejść się nie mogą, oczywiście życzę dużo szczęścia, wygranej w totolotka oraz wielu innych niebanalnych przemyśleń. Co do samych eksperymentów, jako osobnik już w jakiś sposób spełniony, żadnych zaleceń – obok może procesowej ostrożności (prudencja) – nikomu nie przekażę.

Osobom które o dysforii niczego nie słyszały, ale praktykują jak mogą, żadnych porad udzielać nie trzeba. Osobom które o dysforii jeszcze wiele nie wiedzą i nie mają czasu na fanaberie, prawdopodobieństwo dotknięcia „szczęściem” jest pomijalnie małe. W tej sytuacji istnieją jeszcze inne możliwości pobudzenia zainteresowań tym obszarem szaleństwa: jako przedmiot obowiązkowy w szkołach lub jako nowa religia – oczywiście również obowiązkowa. A czym skorupka za młodu nasiąknie, . . . .

Marcisz Bielski GH, USA  8/31/2022