Ludzkim głosem
(Z cyklu Świąteczne historie)
Janek śpieszył się, aby z choinką zdążyć do domu jeszcze przed zmrokiem. Głodny był i pachniał mu już wigilijny barszcz i pierogi.
– Tata będzie zły, czemu wracam tak późno, będzie pytać, gdzie byłem i co robiłem – pomyślał. A późno było faktycznie, słońce już zaszło, zaraz zacznie się ściemniać, a on jeszcze ma spory kawałek do domu. Jeszcze by tylko brakowało, aby go ojciec skrzyczał…
Bo też jakoś tak dziwnie mu szło przez cały dzień: najpierw to siekiery zapomniał, potem nie mógł znaleźć dobrej choinki – bo ta za mała, a ta nieładna, i tak w koło – a jeszcze potem, jak już choinkę znalazł i wyciął, to musiał się przyczaić i przeczekać tego pana Władysława, bo też się gajowemu chce przy Wigilii chodzić po lesie i pilnować, żeby mu kto jakiej choinki nie wyrąbał!
Spieszył Janek jak mógł i nie bardzo oglądał się za siebie. Toteż zaskoczenie było niemałe, kiedy spoza stojącego obok drogi chojara wytoczyło się jakieś wielkie, bure, kosmate zjawisko. Jankowi zrobiło się gorąco.